Kroniki marsjańskie / Człowiek ilustrowany / Złociste jabłka słońca - Ray Bradbury

FANTASTYCZNE MUSISZ-TO-MIEĆ


Są pisarze, którzy stworzyli jedno dzieło, z którego przede wszystkim są kojarzeni, i są też tacy, którzy mają w swym dorobku tyle prac, że nie sposób jest wybrać jednej, reprezentacyjnej. Ray Bradbury bez dwóch zdań należy do tej drugiej grupy. Bo kto z nas będzie w stanie rozstrzygnąć co jest ważniejsze: „451 stopni Fahrenheita”, „Jakiś potwór tu nadchodzi” czy „Kroniki marsjańskie”? A to oczywiście tylko kilka spośród wielu jakże istotnych jego dzieł. W końcu ten amerykański autor to prawdziwa legenda fantastyki – i to na dodatek takiej przyziemnej, przez co jeszcze intensywniej na nas oddziałującej. Teraz, wśród książkowych nowości, pojawiło się zbiorcze wydanie trzech najsłynniejszych antologii opowiadań Bradbury’ego, w których odbija się zarówno bogactwo jego wyobraźni, jak i niezwykła literacka wprawa, a to doskonała okazja by poznać, jego twórczość i uzupełnić swoją kolekcję.


Podbój Marsa. Rodzice martwiący się o zdrowie psychiczne dzieci. Kolonizacja. Tajemniczy kosmici. Cały wszechświat możliwości. Witajcie w nim. W nieograniczonym wszechświecie Bradbury’ego, gdzie zdarzyć może się wszystko.


Na wstępie pisałem o bogactwie wyobraźni Raya Bradbury’ego, sile jego wizji i, oczywiście, o pisarskie wprawie – przy czym należałoby dodać też solidną dawkę talentu, bo jedno bez drugiego nie może istnieć. Ale to, co trzeba wspomnieć, bo stanowi jeden z najistotniejszych aspektów jego pisarstwa, to fakt, że poszczególne tekstu nadają się dla czytelników zarówno w młodszym, jak i dojrzałym wieku. Każdy z nich oczywiście odbierze je na swój sposób, odczytując na zupełnie różnym poziomie, ale dla każdego będą one intrygującym, poruszającym wyobraźnię i umysł doświadczeniem. Owszem, czasem Bradbury miewa dziwne, nie do końca spełnione pomysły, ale zdecydowana ich większość jest w punkt trafiona. A to, co w jego tekstach najlepsze, to jakże ludzkie podejście do omawianych tematów – czyli to, co w fantastyce cenię najbardziej.


Właściwie wszystko, co tu znajdziecie, oparte jest na koncepcji swoistego drugiego dzieciństwa. A dokładniej ponownego odkrycia w sobie dziecięcej fascynacji tym, co nieznane, ożywionego dzięki szansie podboju zakątków dotąd pozostających poza ludzkim zasięgiem. We wszystko to wplata autor zwyczajne wydarzenia, ale dziejące się w odległych (przynajmniej z jego perspektywy) czasach, pamiętając o tym, że fantastyka ma być spektakularna, ale przede wszystkim powinna służyć niesieniu czegoś ponad. Dziecięcy zachwyt niezwykłościami jest tu na porządku dziennym, ale i taka zwykła, ludzka prawda też nie umyka Bradbury’emu. A wszystko to podlewa inspiracjami zaczerpniętymi z prac Edgara Rice’a Burroughsa i wczesnymi odkryciami astronomicznymi.


Co ciekawe, poszczególne opowiadania, które śmiało można czytać niezależnie od siebie, Bradbury splata tu w coś w rodzaju powieści. Związki między tekstami są luźne, czasem jedynie konkretne ramy spajają je w jedno, ale zarówno miłośnicy krótkich, jak i długich form będą z całości bardzo zadowoleni. To w końcu kawał dobrej fantastyki i przy okazji także kawał równie dobrej literatury, który miał duży wpływ na popkulturę (odniesienia do tych tekstów pojawiają się w najróżniejszych dziełach, od „Myszy ilustrowanej” – komiksu z Myszką Miki, przez muzykę – piosenka „The Rocket Man”, po kino i telewizję – choćby nawiązania w „Rodzinie Soprano”) i nadal świetnie się to czyta. Znakomicie przy tym wydany, robi duże wrażenie i ładnie prezentuje się na półce. Warto więc po niego sięgnąć – dla fanów science fiction to absolutne musisz-to-mieć.

Komentarze