Ms Marvel #5: Supersławna - G. Willow Wilson, Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa, Nico Leon

FANKA W ŚWIECIE SUPERHERO


Czy w dzisiejszych czasach da się jeszcze zrobić całkiem świeże i wciągające komiksy superhero? Owszem, wystarczy tylko nie chcieć rzucać się na głęboką wodę epickich wydarzeń, a skupić się na rzeczach przyziemnych, bliskich każdemu nastoletniemu czytelnikowi i przełamać je solidną dawką fantazjowania. I to właśnie miała do zaoferowania „Ms Marvel”, jedna z najlepszych serii Marvel Now, która dawała nam jednocześnie powiew świeżości w postaci mocnego zaangażowania się w religijną sferę życia bohaterki i wzbogacenie tego wszystkiego o nieco klimatu jakby żywcem wziętego z mang shoujo. Zanim skończyło się uniwersum, ukazały się cztery tomy tej serii. Teraz Kamala wraca z najnowszą częścią swoich przygód i choć minęło nieco czasu, a parę rzeczy uległo zmianom, to wciąż ta sama stara, dobra Ms Marvel, która kupiła serca czytelników.


Niedawno świat się prawie skończył, wszystko zmierzało ku katastrofie… A teraz jest lepiej, niż było dotychczas. Kamala przestała być już tylko lokalną gwiazdą, wypłynęła na szeroką wodę i teraz dzieli czas między szkołę, przyjaciół i bycie członkinią Avengers. Dla takiej fanki herosów, jak ona, dołączenie do ekipy superbohaterów było jak spełnienie marzeń, ale teraz biedna Ms Marvel przekonuje się, co oznacza bycie częścią grupy. Zajęta większymi sprawami, nie zauważa, że w jej rodzinnym mieście zaczyna źle się dziać. Kiedy postanawia w końcu posprzątać na własnym podwórku, czeka ją sporo pracy, bo oprócz zmagań z pewną firmą, czeka ją jeszcze odkrycie tajemnic najbliższych jej osób…


Czyli, jak widać po powyższym, w serii dzieje się tak, jak działo się dotąd. Szybko, lekko, z humorem i przywiązaniem do spraw mniejszych. Czerpiąc z tradycji takich opowieści, jak „Amazing Spider-Man”, które przez lata skupiały się na dzieleniu typowego życia nastolatka z karierą herosa i dorzucając do nich solidną dawkę humoru i umowności, Wilson stworzyła serię, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Młodzieńcze miłości? Są. Szkolne problemy? Tym bardziej. Kłopoty z rodzicami? A jak myślicie? Do tego na stronach serii pojawiają się nietypowi wrogowie, którzy gdzieś indziej wyglądaliby po prostu śmiesznie, ale akurat tu naprawdę pasują. I nie są przy tym ani głupi, ani nawet infantylni.


Całość ma też charakterystyczny klimat, którego próżno szukać w innych podobnych tytułach. Klimat nieco małomiasteczkowy, ale też i fanowski – z braku lepszego określenia. Bo Kamal to nie tylko superbohaterka, ale też i fanatyczka herosów. Ktoś, kto przez laty wielbił ich, pisał fanfiki na ich temat – otaku, jak powiedzieliby Japończycy. I to określenie doskonale pasuje do całości, bo – jak już pisałem – mangowej nuty także tutaj nie brak. A wszystko to zilustrowane w sposób prosty, z pewną brudną nutą i łączącą w sobie europejskie i japońskie naleciałości stylistyką.


„Ms Marvel” nie tylko z miejsca wpada w oko, ale też i przykuwa czytelniczą uwagę na zdecydowanie dłużej. To świetna seria, od której nastoletni czytelnicy mogą zacząć swoją przygodę z Marvelem (choć akurat radziłbym zacząć od pierwszego tomu), a i starsi na pewno znajdą tu coś dla siebie. W skrócie: warto.


Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze