Wojna domowa. Powieść Uniwersum Marvela - Stuart Moore

NOWELIZACJA USTAWY O REJESTRACJI SUPERBOHATERÓW


„Wojna domowa” to obok „Staruszka Logana” (oba zresztą napisał Mark Millar) najlepiej sprzedający się komiks w dziejach Marvela. To także najbardziej doceniony event, powszechnie uważany za najlepszy od tego wydawcy, a sam Marvel umieścił go także na liście swoich najlepszych opowieści. Rzecz doczekała się także dość luźnej adaptacji w formie filmu „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” oraz debiutującej właśnie na polskim rynku wersji powieściowej. Jak przedstawia się to dzieło? Całkiem nieźle, bo nawet jeśli jest to książka przeznaczona głównie dla młodzieży, uzupełniona została o wątki z pobocznych serii i oferuje także sporo istotnych zmian względem komiksowego pierwowzoru.


Wszystko zaczyna się od rutynowej zdawałoby się akcji. Nowi Wojownicy, którzy kręcą dla telewizji program o walce z przestępcami, dla podwyższenia oglądalności porywają się na wrogów zdecydowanie nie ich kategorii. W efekcie dochodzi do tragedii i życie traci niemalże tysiąc dzieci, uczniów okolicznej szkoły. Wydarzenie to echem odbija się w mediach i społeczeństwie, stając się jednocześnie kroplą, która przepełnia czarę goryczy. Rząd od dłuższego czasu chciał zacząć rejestrację superludzi, teraz zaczyna wprowadzać plany w życie. Tony Stark i jego poplecznicy opowiadają się za nowym rozwiązaniem, Kapitan Ameryka uważa, że dane łatwo będzie wykraść i zagrozić najbliższym superbohaterów, a popiera go coraz większa liczba herosów. Zaczyna się prawdziwa wojna domowa…


Chociaż wszyscy zachwycają się millarowską „Wojną domową” – sam zresztą bardzo cenię ten komiks – należy pamiętać, że autor nie stworzył niczego oryginalnego. Już w roku 1986, dokładnie dwadzieścia lat przed wydaniem tego eventu, Alan Moore w swoich „Strażnikach” ukazał świat, w którym bohaterowie są rejestrowani i podlegają rządowemu nadzorowi. Millar nie napisał więc nic odkrywczego, ani też nie zrobił tego lepiej, od jego wielkich poprzedników (Moore nie był bowiem jedyny), ale i tak spod jego ręki wyszedł znakomity komiks, bijący na głowę większość współczesnych historii Marvela i wart polecenia każdemu miłośnikowi tego medium.


Nie łatwo było więc zepsuć pierwowzór i nie zrobił tego też Stuart Moore. Jego powieściowa adaptacja to poprawnie zrobiona książka, lekko napisana, szybka i łatwa w odbiorze. Ma sporo emocjonujących scen, ma też niezłe tempo, sympatyczny klimat i całą plejadę gwiazd wydawnictwa. Zmieniłbym tu jedynie kilka patetycznych scen (choćby tą z malowaniem flagi) i tłumaczenie niektórych nazw (w komiksie były one pozostawione w oryginale), ale to tylko uwaga na marginesie. Jako całość, „Wojna domowa” wypada nieźle. Dla nowych, nastoletnich odbiorców, może być ciekawą przygodą ze światem Marvela. Bardziej zrozumiałą, bo wyjaśniającą wiele zagadnień znanych głównie zagorzałym fanom, na co w komiksie nie było miejsca. Dla fanów zaś to szansa przeżycia jeszcze raz tego wszystkiego, w nowej formie. Oni zresztą będą mieli sporo przyjemności z wyszukiwania różnic (powieść dzieje się w świecie po „One More Day”, podczas gdy komiks do „One More Day” dopiero prowadził – miłośnicy wiedzą o czym mowa).


Dlatego mimo paru zgrzytów polecam. To stricte rozrywkowa, niewymagająca lektura, ale i tak warto po nią sięgnąć, jeśli lubicie Marvela. A ja mam nadzieję, że na rynku już wkrótce pojawią się kolejne tego typu adaptacje, bo to miłe uzupełnienie komiksowej kolekcji każdego fana.

Komentarze