Łaskawe - Jonathan Littell

POCZUĆ COKOLWIEK


Oto powieść, która przyniosła Littellowi sławę i sprawiła, że jego nazwisko jest rozpoznawalne nawet po kilkunastu latach od premiery i kojarzone właśnie z tym tytułem. Powieść, która podzieliła zarówno czytelników, jak i krytyków na tych uważających ją za arcydzieło oraz tych, dla których były to grafomańskie, pornograficzne wynurzenia. Prawda o „Łaskawych” jednak, jak prawie zawsze, leży gdzieś po środku. To mocna książka, dla niektórych przerażająca, zniesmaczająca i skłaniająca do zastanowienia, ale jednocześnie często kontrowersyjna dla samych kontrowersji i niespójna. A jednak ma w sobie coś, co sprawia, że warto po nią sięgnąć, nie tylko dla przekonania się na własnej skórze jakiego typu to dzieło.


„Łaskawe” to fikcyjny pamiętnik Maximiliana Aue, nazisty biorącego udział w eksterminacji Żydów a przy okazji geja, który na starość, męczony licznymi schorzeniami, wspomina swoje życie. Nie żałuje niczego, co zrobił, taką miał pracę, a zresztą jego zdaniem zbrodnie żołnierzy Trzeciej Rzeszy nie różnią się niczym od zbrodni aliantów – liczy się tylko kwestia spojrzenia i tego, kogo historia oceniła przez pryzmat zwycięstwa. Nie chce się z tym rozliczać, ale chce udowodnić sobie, że może jeszcze coś czuć. Dlatego zabiera nas ze sobą w podróż do przeszłości, kiedy wydarzyły się najważniejsze rzeczy jego życia – i jedne z najtragiczniejszych w historii ludzkości…


„Łaskawe” to powieść kontrowersyjna z wielu powodów. Tezy stawiane przez jej bohatera to jeden z nich, przemoc i ocierająca się o wynaturzoną pornografię erotyka (Littell zdobył zresztą Bad Sex in Fiction Award za najgorszą scenę seksu) to druga, kolejne można wymieniać długo, ale cokolwiek sobie wyobrazicie, prawie na pewno się tu znajdzie. Oczywiście w kontekście drugiej wojny światowej, eksterminacji ludności i wszelkiej maści odczłowieczania. Czy to autentycznie szokuje? I tak, i nie, bo nie wątpię, że większość czytelników będzie w ten czy inny sposób poruszona, jednakże jako odbiorca przywykły do wszelkich dziwactw literackich enfant terrible nie byłem wstrząśnięty, przerażony czy zdumiony. Wręcz oczekiwałem, że całość będzie mocniejsza, choć jednocześnie nie zawiodłem się i na tym polu. Bo często Littell kontrowersji używa, by przekazać nam coś więcej. Często, ale nie zawsze, bo wiele jest też momentów, gdzie po prostu liczy na skandal, który pozwoli mu narobić szumu wokół „Łaskawych” i swojej osoby – co zresztą mu się udało.


Nie udało mu się natomiast uniknąć sporej ilości dłużyzn. W końcu „Łaskawe” to ponad tysiącstronicowy tom, podany nieszczególnie wielką czcionką, a przy tym napisany w sposób, w jaki swoje prace tworzył Hubert Selby Jr. – ciągiem, bez wyróżniania dialogów i tylko ze sporadycznym występowaniem akapitów. Wszystko to sprawia, że całości nie czyta się ani szybko, ani łatwo, na szczęście jednak powieść potrafi wciągnąć. I potrafi również zwrócić uwagę na wiele kwestii związanych z działaniami nazistów o wiele bardziej, niż niejedno opracowanie naukowe. W tym miejscu trzeba docenić fakt, że Littell na potrzeby swojego dzieła zrobił imponujący research i zaopatrzył się w solidne zaplecze faktów, gorzej jednak, że wiele z nich podaje w sposób akademicki. Bywa więc, że jego literacki styl zatraca się na rzecz wywodów naukowych, brzmiących niczym czerpane z podręcznika. I w tym właśnie objawia się niespójność „Łaskawych”.


Tej niespójności jest więcej. Bohaterowie czasem skrojeni są dobrze, czasem strasznie prosto, zdarzają im się niekonsekwencje… Ale bywa też, że kryją się w tym intrygujące przejścia, sprzeczności i złożoności. A wszystko to w powieści, obok której nie da się przejść obojętnie. Można ją pokochać, można nienawidzić, można pochłonąć z wypiekami na twarzy, można męczyć i nie doczytać, ale spróbować warto. To dziwna lektura, w tym tkwi jednak jej siła. Warto dać jej szansę i przekonać się czy to rzecz dla Was, czy też nie.

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odbieram tę książkę bardzo podobnie. Dla mnie ta książka to fenomen. Pomimo tylu nudnych i mało pociągających fragmentów, czytałem z zapartym tchem. Było to dla mnie jedno z najciekawszych literackich przeżyć. Coś, czego na pewno nigdy nie zapomnę. Zgadzam się również co do tego, że tzw ''brutalne sceny'', nie były chyba aż tak szokujące jak ludzie je przedstawiają. Albo ja nie jestem tak wrażliwy. Niemniej, jest to na pewno mocna i naturalistyczna książka. Cześć ! Zdrówko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz