Płomień serca - Orson Scott Card

ALVIN POWRACA… RAZ JESZCZE



Kiedy niemal trzy lata temu wydawnictwo Prószyński zaczęło wznawiać serię "Opowieść o Alvinie Stwórcy", tysiące fanów dobre fantastyki – w tym oczywiście ja – miało powody do zadowolenia. Przyznam jednak, że kiedy po wydaniu czwartego tomu niemal przez rok wydawca milczał na temat ciągu dalszego, zacząłem obawiać się, że może sprzedaż na kolana nie powaliła i nie dostaniemy całości. A jednak niedawno piąta odsłona cyku trafiła na księgarskie półki i co tu dużo mówić, warto było czekać. Jak zawsze bowiem w rękach czytelników znalazł się kawał dobrej literatury, która nie przypadkiem była nominowana do Locus Award w 1999 roku.


Chociaż los połączył Peggy i Alvina, a ich relacje ewoluują i prowadzą do wielkich zmian w życiu obojga, ich drogi znów będą musiały się rozejść. Gdy Alvin wraz z towarzyszami Verily’m Cooperem, Arthurem Stuartem i Mike’iem Finkiem dołącza do wyprawy ornitologa Johna Jamesa Audubona, trafia na północ, gdzie zdolności, jakimi włada uważane są za przestępstwo, za które kara może być tylko jedna – śmierć. Tymczasem kierowana wizjami przyszłej wojny Peggy wyrusza na południe, by zapobiec tragedii i przywrócić pokój. Dla obojga nastaje czas prób, którego mogą jednak nie przetrwać…


„Płomień serca” to na chwilę obecną przedostatnia powieść o Alvinie Stwórcy. Co prawda istnieją jeszcze opowiadania, komiksy oraz gra, a sam autor zapowiada od pewnego czasu powrót do cyklu książką zatytułowaną „Master Alvin”, ale to już temat na zupełnie inne rozważania. Jednocześnie, jak już pisałem, jest to piąta odsłona cyklu, na dodatek cyklu, który w pierwotnym zamierzeniu miał być jedynie trylogią. Autor mógł się więc zmęczyć materią, znudzić – miał do tego pełne prawo. Na szczęście nic takiego się nie stało, pisarz wciąż ma wiele do powiedzenia a sposób, w jaki to robi, wypada docenić.


„Płomień serca” (tytuł może i nie brzmi zbyt intrygująco, właściwie jak jakieś tanie romansidło, ale cóż na to poradzić) to kawał świetnej fantastyki spod szyldu alternate history. Magia, wszelkiej maści niezwykłości i typowe dla fantasy wątki splatają się tu z postaciami i wydarzeniami historycznymi. Daje to nie tylko poczucie realizmu (tak się ciekawie złożyło, że jestem właśnie po lekturze biografii Audubona, który pojawia się w powieści), ale też i pobudza wyobraźnię, ukazując nam wariację na temat tego, jak mogły się potoczyć nasze dzieje.


A wszystko to napisane w sposób naprawdę znakomity. Lekki, ale nie za lekki, przyjemny, nieodstraszający swoim ciężarem nastoletnich czytelników, ale i odpowiednio dojrzały dla odbiorców dorosłych. Nic dziwnego, że powieść czyta się szybko, znakomity klimat wywołuje wiele emocji, a finał pozostawia niedosyt. Miłośnicy serii będą z „Płomienia serca” bardzo zadowoleni. A co z fanami fantasy? Zaczynać od tego tomu im nie radzę, ale za to polecam gorąco cały cykl, bo po prostu jest tego wart.

Komentarze