UMARŁ
KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL
Egmont wydając przygody Supermana z
linii „Odrodzenie” dość mocno zaburzył ich kolejność. Szybko zakończył komiksy
pisane przez Dana Jurgensa, publikując tysięczny zeszyt „Action Comics”, ale w
międzyczasie pominął kilka albumów „Supermana”. Teraz jednak uzupełnia te luki,
serwując nam brakujące tomy. Zaczęło się od niezłych „Nadziei i lęków”, teraz
nadszedł czas na udany (i solidnie pogrubiony) album „Imperius Lex”. I cóż
innego mogę powiedzieć, jak nie to, że miłośnicy Człowieka ze Stali w tej nowej
odsłonie będą z całości bardzo zadowoleni?
Umarł król, niech żyje król! Ale kto
tym królem zostanie? I jaką cenę przyjdzie zapłacić obrońcom dobra by nie
dopuścić zła do zdobycia prawdziwej potęgi?
Kiedy Darkseid, potężny władca
Apokolpis, żegna się z tym światem, zaczyna się walka o zajęcie jego miejsca. Wszyscy
lordowie piekielnego świata stają ze sobą do boju o zwycięstwo. Nagroda jest
niezwykła: panowanie nad imperium zła, które sieje postrach w całym kosmosie. Kto
może ich powstrzymać? Sam Superman może sobie nie poradzić, ale z pomocą Lexa
Luthora, który po śmierci poprzedniego Człowieka ze Stali dołożył starań, żeby stać
się jego następcą, może się to udać. Czy jednak obaj wrogowie zdołają przełamać
dzielące ich różnice i podjąć należytą współpracę, od której zależeć mogą nie
tylko losy kosmosu, ale też i bliskich Supermanowi osób? I jakim niebezpieczeństwom
będą musieli stawić czoła?
Bardzo dobry to komiks – tak po prostu.
Poprzedni tom „Supermana” był złożonym z kilku krótkich opowieści przerywnikiem
między poważniejszymi wydarzeniami. Teraz opowieść nabiera tempa i epickiego
rozmachu, serwując nam szaloną akcję. Na dodatek nasycona zostaje widowiskowymi
scenami i walkami, które tylko podkręcają tempo. Cały album to właściwie jedna,
stupięćdzesięcistronicowa czysta akcja, którą czyta się jednym tchem. Ma swój
klimat, wciąga i gwarantuje dobrą rozrywkę bez chwili nudy, trzymającą ten sam
poziom, co wcześniejsze odsłony serii.
Co prawda z obu cykli poświęconych „Supermanowi”
wydawanych na polskim rynku bardziej do gustu przypadł mi „Action Comics”
Jurgensa, który stanowił piękny hołd legendarnym opowieściom tego scenarzysty z
lat 90. XX wieku, ale i komiksy Tomasiego i Gleasona nie zawodzą, stawiając na bardziej rodzinne i
stonowane opowieści, które można czytać niezależnie od pracy Jurgensa, ale
jednocześnie świetnie się z jego historiami przeplatające.
Do tego dochodzi sympatyczna szata
graficzna, dość realistyczna i szczegółowa. Przydałoby się stonować nieco
kolor, ale taki już urok współczesnych komiksów amerykańskich, stawiających na
komputerowe fajerwerki. A i tak całkiem nieźle się to prezentuje. Kto więc lubi
Supermana, na pewno będzie zadowolony z tego tomu, jak i wszystkich pozostałych
albumów z jego przygodami wydanych w ramach „Odrodzenia”.
Komentarze
Prześlij komentarz