KINGPIN,
KOTKA I MUTANCI
Wydawnictwo Egmont nie zwalnia
tempa, jeśli chodzi o przygody Człowieka Pająka, i właśnie zaserwowało nam
czwarty tom rewelacyjnej serii „Ultimate Spider-Man”. I co tu dużo mówić, jeśli
podobały się Wam poprzednie odsłony (a mogły nie podobać? szczerze wątpię) to i
tą będziecie zachwyceni. Bo w serii tej Brian Michael Bendis wspina się na
wyżyny swojego talentu, odtwarzając wszystkie najważniejsze elementy i motywy
przygód Petera Parkera, jednocześnie wyciskając z nich tylko to, co najlepsze i
podkręcając do maksimum. W konsekwencje w ręce czytelników trafia porywająca i
zachwycająca rozrywka na najwyższym poziomie, którą warto polecić nie tylko
miłośnikom Pajęczaka.
Peter przeżywa kiepski okres.
Stracił kostium, nie wie jak zdobyć nowy, a życie super-bohatera, w połączeniu
z życiem nastolatka, zaczyna uwierać go coraz bardziej. Ale nagle wszystko
zaczyna nabierać kolorów, gdy jego relacje z MJ znów się poprawiają i ulegają
ociepleniu. Niestety na horyzoncie pojawia się on, Geldof, uczeń z Latverii,
który siłą woli potrafi sprawiać, że dowolne rzeczy wybuchają, a którym
interesuje się Charles Xavier…
A to dopiero początek. Sprawa
Kingpina nawiedza Parkera na polu zawodowym, prywatnym i superbohaterskim. Gdy
Fisk zostaje oczyszczony z zarzutów o morderstwo, a Jameson zaczyna wspierać
kampanię jego kandydata, nastolatek nie wie co robić. Jak świat i system prawny
może być tak niesprawiedliwy? Pytania zadawane w szkole jak i w pracy kończą
się dla niego problemami z nauczycielem i utratą posady w Daily Bugle. Do tego
jako Spider-Man toczy bój z Kingpinem i jego ludźmi, ale przestępca stara się
poznać tożsamość Pająka. Na domiar złego pojawiają się kłopoty z ojcem MJ,
który zabrania dziewczynie spotykać się z Peterem, a związek obojga wystawiony
zostaje na próbę, kiedy pojawia się Black Cat, która dziwnie pociąga Petera. Za
mało zdarzeń? Kingpin wynajmuje Elektrę by zajęła się Black Cat, która okrada
go z… właśnie? Co kryje się za skradzionym przedmiotem?
Że ktoś zacznie regularnie wydawać
„Ultimate Spider-Mana” na polskim rynku marzyłem od chwili, kiedy upadło
wydawnictwo Fun Media, które jako pierwsze podjęło się tego zadania. Wydało
wówczas pierwszych szczęść zeszytów (podzielonych na siedem numerów), a kiedy w
2003 roku zniknęło z rynku, fani zostali z niczym – ani perspektyw na
zakończenie całej opowieści, ani na kontynuację. Potem w Wielkiej Kolekcji
Komiksów Marvela pojawił się tom zawierający te zeszyty plus ich finał, potem
doszły do tego dwa późne albumy, a teraz dzięki wydawnictwu Egmont możemy
czytać całość po kolei i w świetnym wydaniu.
Wracając jednak do tego tomu, jego
siłą nie są walki ani akcja (choć Bendis błyska trafnymi spostrzeżeniami
odnośnie codzienności życia herosów, problemów odpowiedzialności za własne moce
i granic działania w imię dobra) ale zwyczajność. Liściki Petera i MJ, w
których oboje próbują ustalić co do siebie czują wpadają w ręce nauczyciela,
ciocia May na terapii martwi się o własną psychikę a opuszczanie lekcji przez
Parkera ma swoje konsekwencje. Najwięcej emocji budzą uczucia właśnie. Szara
codzienność dodająca całości posmaku realizmu. Nieco gorzej wypada druga część
tomu, kiedy zaczyna królować akcja i walka z Kingpinem – gorzej, bo nie
rewelacyjnie, a jedynie bardzo dobrze, ale i tak jest się z czego cieszyć, bo i
tam bywa świetnie, dzieją się poruszające rzeczy, a na scenę wkracza zapowiedź
przyszłych, jakże intrygujących wydarzeń.
Jeśli chodzi o rysunki, to nadal
mamy tu kawał dobrej, rzemieślniczej roboty. Nie powalającej na kolana, Bagley
od czasów, kiedy rysował „Amazing Spider-Mana” artysta uprościł swój styl i
poszedł w nieco bardziej mangowy kierunku, ale pasującej do całości. Efekt
końcowy zaś, jak zawsze w przypadku tej serii, wart jest szczerego polecenia. Bo
„USM” to – wiem, że się powtarzam, ale czasem trzeba – rewelacyjna (i rewelacyjnie
wydana) seria, którą każdy miłośnik Spider-Mana i dobrych komiksów Marvela
koniecznie powinien ją poznać.
Komentarze
Prześlij komentarz