I
JESZCZE RAZ DALTONOWIE
'
Drugi z wydanych w sierpniu tomów
„Lukcy Luke’a” to jednocześnie druga w tym miesiącu (i bodajże – jeśli dobrze
policzyłem – jedenasta od początku wznawiania tej serii) opowieść o Daltonach.
Czy czytelnicy nie poczują się znużeni? Nie, bo to kolejny świetny tom
znakomitego cyklu, który udowadnia, że nawet w tak ogranym temacie wciąż można
powiedzieć coś ciekawego i dostarczyć czytelnikom świetnej, wcale nie banalnej
rozrywki.
Lucky Luke i Daltonowie mają długą
i bardzo bogatą wspólną przeszłość. Oni popełniają zbrodnie, on ich łapie. Oni
znajdują sposób by uciec z więzienia, on znów ich ściga, przechytrza i zwraca
więziennym murom. Czy ta sytuacja może trwać wiecznie? Jak się okazuje nie. A
może jednak?
Daltonowie odsiadują właśnie
kolejny wyrok, oczekując jednocześnie na prezydenckie ułaskawienie. Zamiast
spodziewanej amnestii, zostają jednak skazani na natychmiastowe powieszenie.
Czyżby problem z czwórką bandytów miał zakończyć się raz na zawsze? Na wieść
Lucky Luke zjawia się na miejscu, ale nie on jedyny wykonuje swój ruch. Do
akcji wkracza bowiem matka Daltonów, która nie zamierza pozwolić, by jej
ukochani synkowie skończyli na szubienicy. Jak może im pomóc? O dziwo znajduje
metodę – i to zgodną z prawem! Co jednak z wyniknie z tego wszystkiego? I co z całą
sprawą będą mieli wspólnego… Indianie?
Sporo już było opowieści o
Daltonach, oj sporo, o czym pisałem zresztą na wstępie, więc temat mógł się
znudzić – i twórcom, i czytelnikom. Ale, jak wspominałem przy okazji omawiania
wydanej jednocześnie z tym tomem „Ucieczki Daltonów”, wspólne perypetie Lucky
Luke’a i tytułowych bandytów zawsze są atrakcyjne. A, jak widać po tym
komiksie, jednocześnie także autorzy wciąż potrafią wykrzesać z siebie i z
tematu coś więcej.
Czy sam pomysł na fabułę nie jest
dość kontrowersyjny, jak na opowieść familijną? To już każdy powinien rozsądzić
sam (pamiętajcie jednak np., że jeden z komiksów o przygodach Sknersua
McKwacza, znakomity „Więzień z Doliny Białej Śmierci” też poruszał podobną
tematykę, skupioną w postaci sędziego uwielbiającego wieszać, kogo się tylko
da, a i w „LL” nieraz pojawiały się podobne wątki), ale zaręczam, mimo to nie
ma tu rzeczy niewłaściwych dla najmłodszych. A co jest? Przygody, humor,
sympatyczne postacie i dobra akcja. Zabawa z tym albumem jest przednia i jak
zwykle wcale niegłupia.
Wszystko to wieńczy znakomita szata
graficzna (która mimo pewnych unowocześnień nadal zachowuje klasyczny wygląd)
oraz równie dobre wydanie. Kto lubi klasycznego „Lucky Luke’a”, także z tych
nowych odsłon będzie zadowolony. Tak samo jak miłośnicy dobrych komiksowych
komedii.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz