SIEDEM
DNI NA WESTERPLATTE
Nie jestem miłośnikiem polskiej
literatury, choć znam niejednego autora, którego twórczość w niczym nie
ustępuje dziełom autorów światowych bestsellerów. Poza tym nie znoszę
literatury wojennej, a jeśli dodacie do tego polskie patriotyczne realia, które
ociekają patosem do tego stopnia, że zbiera mi się na mdłości, możecie już
domyślić się, jak szerokim łukiem omijam tego typu pozycje. Zdarzają się jednak
wyjątki. Jednym z nich był świetny, nastrojowy „Hubal” Jacka Komudy, dlatego
nie wahałem się długo z sięgnięciem po jego „Westerplatte”. Czy dostałem to,
czego oczekiwałem? Na pewno nie dzieło na miarę „Hubala”, bo objętość tamtej
powieści pozwoliła autorowi na zagłębienie się w różne intrygujące kwestie
poboczne, ale i tak otrzymałem kawał dobrej książki, którą mogę z czystym
sercem polecić wszystkim zainteresowanym tematem, jak i miłośnikom prozy
Komudy.
1 września 1939 roku. Zaczyna się
druga wojna światowa. Pancernik „Schleswig-Holstein” otwiera ogień w kierunku
Westerplatte. To ma być szybka, rutynowa akcja, ostrzał połączony ze szturmem.
Polskie siły są niewielkie, morale najprawdopodobniej marne, szczególnie, że z
dowódcy wola walki gdzieś się ulotniła, a żołnierze nie są nijak przygotowani
do obrony. Walki potrwają najwyżej pół godziny, siły niemieckie zajmą składnicę
tranzytową na Westerplatte i wszystko będzie tak, jak wróg sobie zaplanował.
Nikt jednak nie spodziewał się tego, co miało się już wkrótce wydarzyć. Garstka
żołnierzy polskich, bez rozkazów, staje do walki z przeważającymi siłami wroga.
Nie mają szans na wygraną, a jednak pokazują Niemcom na co ich stać. Obrona
Westerplatte, która miała złamać się po trzydziestu minutach, ostatecznie trwa
siedem wypełnionych walką dni. Co wydarzyło się podczas tego tygodnia? Jakim
cudem Polakom udało się wytrwać cały ten czas? I jakie jeszcze tajemnice kryją
się w tamtych wydarzeniach?
„Westerplatte” to powieść na wskroś
historyczna i nie ma się co oszukiwać, że znajdziecie tu wiele ponad fakty i
wojenną rzeczywistość. W tym zresztą Komuda zawsze najlepiej się czuł, nawet
jeśli zbaczał w bardziej fantastyczne rejony, i w tym też tkwi siła powieści.
Autor, korzystając z najnowszych odkryć historycznych, tworzy szczegółowy i
dokładny obraz tego, co wydarzyło się dokładnie osiemdziesiąt lat temu. Nawet
więc jeśli sama książka miałaby Was nie kupić, trudno nie docenić ogromu pracy
wykonanej przez pisarza.
Ale jednocześnie jest to dobra
lektura. Klimatyczna, czasem wręcz klaustrofobiczna, dobrze napisana i
potrafiąca wciągnąć. Czy jest tutaj patos? Trochę tak, choć na szczęście da się
go przeżyć. Więcej w tym wszystkim jednak szarej, wojennej codzienności, czasem
przerażającej, czasem nużącej. I to do mnie przemówiło najmocniej. Szczególnie,
że Komuda odwalił tu kawał dobrej, naprawdę rzetelnej roboty.
Czy całość obudziła we mnie
patriotyczne uczucia? Zmieniła coś w moim podejściu do tematu wojny i tym
podobnych kwestii? Nie. Wciąż przede wszystkim po prostu żal mi ludzi, którzy
musieli brać w tym udział i przeżyć to wszystko na własnej skórze. Ale dzięki
Komudzie mogłem doświadczyć tego w całkiem dosadny sposób i jeszcze bardziej
uświadczyć się w pogardzie do konfliktów zbrojnych. A że jednocześnie była to
literacko udana przygoda, polecam miłośnikom tematu i mam tylko nadzieję, że w
końcu dla odmiany doczekam się jakiejś lektury, która będzie chwalić tych
ludzi, którzy za wszelką cenę unikali konfliktu i zabijania nawet w obronie
swoich wartości.
Komentarze
Prześlij komentarz