TESLA,
WROCŁAW I INNE TAKIE
Twórczość Andrzeja Ziemiańskiego
cenię od chwili, kiedy przeczytałem pierwszą w swoim życiu książkę jego
autorstwa – „Breslau Forever”. Owszem, przygody z jego utworami miały różny
przebieg: czasem drażnił mnie ich mizoginizm, czasem irytowały strasznie prosto
skrojone postacie, to znów fabuły, którym daleko było do ambitnych – wciąż
jednak wracałem i wracam do książek sygnowanych jego nazwiskiem. Jak więc
mogłem przegapić wznowienie zbioru opowiadań „Pułapka Tesli”? I po wszystkim
mogę powiedzieć tylko jedno: bawiłem się dobrze i cieszę się, że przeczytałem
całość. Okej, to już dwie rzeczy, więc kończę wstęp i przechodzę do konkretów.
Fabuła? Jak się domyślacie jest różnorodna.
Od fantastyki, przez horror, po coś na kształt thrillera, wraz z Ziemiańskim i
bohaterami, którzy nieodzownie stanowią alter ego autora, zanurzamy się w różne
czasy, różne miejsca i estetyki. Bohater potrafiący wpływać na sny swoje i innych?
Tesla walczący o swoje patenty? Przyszłość Polski? Wrocław? O, nawet czarna
wołga! Wszystko to jest tutaj, gotowe do odkrycia, jesteście ciekawi co ze sobą
niesie?
„Pułapka Tesli”, jak większość
zbiorów opowiadań, nieważne to czy jednego autora, czy całej grupy, jest rzeczą
nierówną. Są tu naprawdę świetne teksty, które pobudzają wyobraźnię i atakują
nas znakomitym klimatem, są też dobre historie, które czyta się świetnie mimo
braku oryginalności, są też tylko niezłe teksty, serwujące nam patos czy kopiowanie
znanych wszystkim pomysłów („Terminator” wiecznie żywy). Ale nie ma tu fabuł
złych. Są shorty, są opowiadania, nowela też się znalazła, a wszystkie z nich
trzymają konkretny poziom i nie obniżają całkiem wysoko zawieszonej poprzeczki.
Co można jeszcze powiedzieć o tym
zbiorze? Przede wszystkim to, że mamy tu do czynienia z głównie z rozrywką.
Ziemiański nie próbuje być ambitny, owszem, jakieś przesłanie czy wartości od
czasu do czasu stara się przemycić, skupia się jednak na tym, by czytelnik
bawił się jak najlepiej i wychodzi mu to z dobrym skutkiem. Potrafi
zaintrygować, wciągnąć, momentami zaskoczyć, urzec klimatem… Jest tu wszystko
to, za co lubi się dobrą polską fantastykę i, oczywiście, również to, za co
ceni się autora. Powracającego Wrocławia zabraknąć nie mogło, nuty humoru
także, podobnie jak specyficznej stylistyki prac Ziemiańskiego, gdzie całkiem
niezły pod względem literackim język miesza się z mową potoczną. A wszystko to
łączy się w tomik, który czyta się szybko i przyjemnie. Może to i
niezobowiązująca lektura, ale za to rzecz w sam raz do odprężenia się z książką
w ręku po męczącym dniu.
Jeśli lubicie rodzimą fantastykę,
tudzież prace Ziemiańskiego, a nie znacie jeszcze „Pułapki Tesli”, powinniście
się z nią zapoznać. Nie jest to wielka książka, nie jest to także najlepsze z
dzieł autora, ale wciąż rzecz wyróżnia się in plus na tle podobnych polskich
tytułów. I przy okazji Ziemiańskiemu udało się znakomicie uchwycić legendę
samego Tesli, więc i miłośnicy tego legendarnego wynalazcy znajdą tu coś dla
siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz