OSTATNIA
Z WIELKICH OPOWIEŚCI
Syn Tolkiena nie odpuszcza i choć
od śmierci jego ojca minęło już ponad czterdzieści pięć lat, nieprzerwanie co
jakiś czas wypuszcza na rynek kolejne jego dzieła. A właściwie kolejne wersje znanych
już wszystkim prac, tudzież przekładów. Po opublikowanych jakiś czas temu tomów
„Beren i Lúthien” i „Opowieści o Kullervo”, nadszedł czas na „Upadek Gondolinu”.
Szumne zapowiedzi, jakoby miała być to powieść (i to taka, która na wydanie
czekała ponad sto lat) nie do końca odpowiadają prawdzie, ale nie ma to
najmniejszego znaczenia. Książka, która w polskiej edycji trafia właśnie w ręce
czytelników, to sentymentalno-pożegnalne dzieło, które poznać powinni wszyscy
miłośnicy prozy Tolkiena.
Pierwsza Era istnienia Śródziemia. Elfickie
miasto Gondolin staje się areną niebezpiecznych wydarzeń. Oblegane przez siły
Morgotha, przekonuje się co znaczy zdrada i bohaterstwo. Powoli jednak nachodzi
czas jego upadku…
Historia „Upadku Gondolinu” sięga
aż 1917 roku. Tolkien, którego od wydania „Hobbita” dzieliło wówczas jeszcze dwadzieścia
lat, w trakcie rekonwalescencji po bitwie pod Sommą, zaczął spisywać właśnie tę
opowieść. Jak potem wspominał, była to pierwsza historia ze Śródziemia spisana
na papierze. Zanim jednak ukazała się drukiem, jako część „Silmarilionu” w 1977
roku, autor od czterech lat już nie żył. Potem miłośnicy mogli poczytać nieco
inne wersje zarówno w „Niedokończonych opowieściach”, jak i w opracowaniu „The
History of Middle-earth”, a teraz nadszedł czas by poznali je wszystkie. Tak oto
w ich ręce trafia nie tyle powieść (choć pewne elementy są tutaj jak najbardziej
powieściowe), co zbiór różnych fragmentów, notatek i odmiennych wersji tego
samego tekstu, pochodzących ze wspomnianych już źródeł (i nie tylko). Specyficzny,
ale jakże udany.
Bo nie ma znaczenia, czy dostajemy
prozę prawdziwego zdarzenia, czy taką
właśnie kronikę – Tolkien to Tolkien i zawsze urzeka swoich czytelników:
stylem, rozmachem, dopracowaniem. Tu możemy poznać opowieść, która w „Silmarilionie”
pojawiła się w okrojonej wersji ze względu na wymogi spójności tamtego dzieła. Jednocześnie
możemy prześledzić ewolucję całej opowieści, a także poznać bogactwo fascynujących
nawiązań i zależności, dzięki którym czytelnik może inaczej spojrzeć na wiele rzeczy.
Jednocześnie to piękne i
sentymentalne pożegnanie. Christopher Tolkien, syn autora, już w „Berenie i
Lúthien” pisał, że to może być jego ostatnia książka. Teraz zapewnia, że „Upadek
Gondolinu” (ostatnia z trzech tzw. Wielkich Opowieści – pozostałe to „Beren i
Lúthien” właśnie oraz „Dzieci Húrina”) to dzieło, którym kończy karierę z
redagowaniem notatek i niedokończonych prac swego ojca. I chociaż znajdą się
tacy, którzy będą narzekać, dla fanów Śródziemia będzie to prawdziwy skarb i
piękne (także ze względu na rewelacyjne ilustracje Alana Lee – w tym 8
kolorowych) pożegnanie. A po wszystkim zostaje tylko niedosyt – ach gdyby tak
zechciał ktoś wydać w Polsce komplet „The History of Middle-earth” i „The
History of The Hobbit”, byłoby wspaniale.
Czytałam, najbardziej podobały mi się ilustracje.
OdpowiedzUsuń