DZIECKO
ZIMY I SMOKI
Powoli zbliżają się Święta Bożego
Narodzenia, wcześniej będą Mikołajki, a więc sporo okazji do dawania prezentów.
Wydawnictwo Zysk zaś przygotowało ostatnio kilka ciekawych propozycji na te
okoliczności, a jedną z nich jest wznowienie „Lodowego smoka”. Ta lekka, krótka
opowiastka fantasy, osadzona w świecie znanym z sagi „Pieśń lodu i ognia” to
nie tylko kawał sympatycznej lektury w sam raz dla młodych czytelników, którzy
chcieliby od czegoś zacząć swoją przygodę z fantasy, ale też i – w tym
konkretnym, przepięknie ilustrowanym wydaniu – doskonały dodatek dla wszystkich
miłośników „Gry o tron” i fantastyki w ogóle.
Główną bohaterką jest dziewczynka
imieniem Adara. Urodzona w trakcie najgorszych mrozów, jakie widzieli ludzie,
mrozów, które zabiły jej matkę, została naznaczona i stała się dzieckiem zimy.
Zawsze chłodna – także emocjonalnie – kochająca śnieg i zimno, rok w rok
wypatruje lodowego smoka. Ta legendarna istota, budząca grozę we wszystkich
poza nią, zdaje się towarzyszyć jej od zawsze, a każdej zimy oboje coraz
bardziej zbliżają się do siebie. Wszystko zmienia się, kiedy pewnego razu
gospodarstwo, w którym żyje mała Adara zostaje zaatakowane przez ogniste smoki.
Tylko pomoc lodowego smoka może przynieść ratunek, ale czy wystarczy?
„Lodowy smok” to opowieść, która
narodziła się w roku 1980 na potrzeby antologii „Dragons of Light.”. Pierwotnie
było to opowiadanie dla starszych czytelników, ale po latach George R.R. Martin
postanowił bardziej dostosować je do potrzeb młodego czytelnika i tak oto w
roku 2007 historia ta pojawiła się jako samodzielna książeczka. Niezależnie
jednak od tego, po którą wersję sięgniecie – starą znajdziecie w antologii
„Retrospektywa” – czeka Was naprawdę sympatyczna, udana rozrywka nie tylko dla
dzieci i młodzieży.
Owszem, to rzecz głównie dla
młodszych odbiorców, a więc jest prostsza jeśli chodzi o styl, nie ma też
pogłębionej psychologii postaci, a jednak całość jest klimatyczna i wciąga.
Znajdziecie tu wszystko, czego od fantasy wymagacie, a że „Lodowy smok”, jak
już sam tytuł wskazuje, utrzymany jest w zimowej estetyce, doskonale nadaje się
na tę kocówkę roku i nadciągającą zimę. Poza tym to udany umilacz czasu w
oczekiwaniu na kolejne tomy „Pieśni lodu i ognia”. Owszem, czy jest to rzecz
tak do końca powiązana z sagą można by się sprzeczać – wielu wydawców na całym
świecie zapewnia, że tak, chociaż sam Martin na swoim blogu twierdzi, że to
niezależne dzieła – ale zamiast tego lepiej po prostu przeczytać całość i
zdecydować samemu.
Tym bardziej, że rzecz wygląda po
prostu pięknie. Znakomite, czarnobiałe ilustracje, które w książce pojawiają
się co drugą stronę – czasem nawet częściej – urzekają realizmem i klimatem,
jaki budują. Wszystko to wieńczy świetne wydanie i tylko szkoda, że to lektura
na raz, bo chciałoby się więcej. Jeśli więc cenicie prozę Martina, sięgnijcie
po „Lodowego smoka”, warto. Tym bardziej, że to jedyna dziecięca książka w jego
karierze.
Komentarze
Prześlij komentarz