Punkt rosy - Mat Nować

ONIRYCZNA PRZYPOWIEŚĆ


Nie jestem miłośnikiem współczesnej polskiej literatury i bynajmniej tego nie ukrywam. Owszem, zdarza mi się sięgać po rodzimą prozę, ale najczęściej są to albo sprawdzani autorzy, albo dzieła, które jakoś szczególnie mnie zainteresowały (tych, które w moje ręce trafiły przypadkiem nie liczę). Co skłoniło mnie do sięgnięcia po „Punkt rosy”? Fakt, że rzecz wyszła nakładem Niebieskiej studni. Jeszcze zanim przeczytałem opis, wiedziałem że będzie warto, bo jeszcze nie trafiłem na książkę tego wydawcy, która by mnie zawiodła, a sporo miałem ich w rękach. I nie zawiódł też „Punkt”. Pewne znamiona debiutu całość nosi, ale i tak to bardzo dobra, wciągająca powieść.


Głównym bohaterem i narratorem jest Albert Blume, cierpiący na problemy z jelitami i skrywający  swoje sekrety oficer pracujący w jednym ze znajdujących się w Polsce obozów koncentracyjnych. Jego życie jest jak życia wielu mu podobnych, ale wszystko zmienia się pewnej deszczowej nocy. To ma  być rutynowy wypad w celu zakopania zwłok. On, esesman Fritz i polski kapo Górszczak, którego zwą Gorsteinem wychodzą zająć się robotą, wrócą tylko dwaj. Odkopana przypadkiem skrzynia skrywa w sobie coś, co przeraża i zachwyca. Blume i Fritz decydują się ukryć jej istnienie przed komendantem Zimmlerem i zaczynają przygotowywać plan, jak stad uciec razem ze swoim odkryciem. Ale nie będzie to łatwe i to wcale nie z oczywistych przyczyn…


Tajemnicza skrzynia z tajemniczą zawartością, niczym pamiętna walizka z „Pulp Fiction”. Narrator z problemami zdrowotnymi niczym bohater niesławnej powieści Jonathana Littella „Łaskawe”. I obóz koncentracyjny, jako miejsce akcji – ale obóz ukazany oczami oprawców. Choć czy to do końca tacy oprawcy? W tej powieści nic nie jest do końca takie oczywiste. A może jednak jest? To już każdy musi odkryć sam.


Tak w skrócie przedstawia się sama powieść i jej klimat. Całość sprawia wrażenie onirycznej, mrocznej przypowieści, ale zostaje pytanie: właściwie o czym? Pytanie, na które każdy będzie musiał odpowiedzieć sobie sam w trakcie lektury. Ale „Punkt rosy” to też dobra powieść gatunkowa spod szyldu nazistowskich tajemnic, które po dziś dzień rozpalają umysły kolejnych pokoleń odbiorców. I wreszcie jest to po prostu udany thriller, wystylizowany, czasem przestylizowany, ale wciągający i klimatyczny. Zapadający w pamięć.


I przestylizowany wydaje się styl powieści. Oczywiście jest to zabieg celowy i przy okazji udany, choć zdarzają się momenty kwieciste, które przydałoby się stonować. Całość jednak pod względem literackim jest zadziwiająco udana, jak na debiut i satysfakcjonująca. Dobrze przy tym wydana, z tradycyjnie znakomitą okładką Pawła Jońcy, która wygląda, jakby Vincent van Gogh jedną ze swoich „Gwiaździstych nocy” namalował z perspektywy obozu koncentracyjnego. Jeśli więc temat do Was przemawia, sięgnijcie po „Punkt rosy”, bo warto.

Komentarze