HOUELLEBECQ
CZYTA LOVECRAFTA
Houellebecq piszący o kimś innym
niż on sam? Nie może być, autor ten jest bowiem tak skoncentrowany na własnej
osobie, że nawet okładki jego książek spod szyldu literatury faktu atakują nas
jego specyficzną facjatą, a jednak! Oczywiście twarz pisarza nie zniknęła z
frontu, a i jego stałe nawyki pozostały na swoich miejscach, ale tak czy
inaczej w ręce czytelników trafia biografia i to takiej legendy, jak Lovecrafta.
Co nie zmienia faktu, że to propozycja nie tylko dla miłośników Samotnika z
Providence, ale także Houellebecqa jako takiego.
Howard Philips Lovecraft. Samotnik.
Legenda. Twórca mitologii Cthulhu, mistrz horroru, kultowy autor literatury
science fiction czy raczej szeroko pojmowanej fantastyki. Rasista, człowiek
lękający się innych ludzi i bojący rzeczywistości. Bojący zmian. Depresyjny.
Uciekający przed światem.
Michel Houellebec. Pisarz
niepokorny. Kontrowersyjny. I fan prozy Lovecrafta od czasów nastoletnich.
Łączy ich niechęć do zaakceptowania rzeczywistości, pragnienie odrzucenia
cywilizacyjnego postępu. Co jeszcze mają wspólnego? Wczytując się w biografię
Lovecrafta Houellebecq odsłania swoje życie, poglądy na świat, pisarzy i
czytelników i niemalże poetycką stronę literatury faktu oraz… ludzkich lęków.
Kto
kocha życie, nie czyta. Nie chodzi też zresztą do kina. Taką tezę przedstawia Houellebecq
w swoim eseju o życiu Lovecrafta i idąc tym tropem, śmiało można rzec, że kto
kocha życie, ten nie pisze, bo nie ma przed czym uciekać w świat fikcji, świat
słów i cudzych – nieważne prawdziwych czy wymyślonych – żywotów. I o tej
ucieczce opowiada właśnie „H.P. Lovecraft: Przeciw światu, przeciw życiu”. O
tym i o poezji tkwiącej w brudzie i mroku, a przede wszystkim w samotności.
Autor nie próbuje być biografem Samotnika
z Providence. Owszem, przybliża nam jego życie, liczne ciekawostki, fakty,
anegdoty, serwuje cytaty z tego, co pisał, ale przede wszystkim skupia się na
tym, co go ciekawi – konflikcie „życie kontra tworzenie”. Bo Lovecraft zaczął
tworzyć naprawdę dopiero wtedy, kiedy jego życie rodzinne i towarzyskie
dobiegło końca. Bo życie przeszkadza w tworzeniu – życie, świat, ludzie,
relacje, czerpanie przyjemności z tego. Houellebecq wie to doskonale, zna to,
rozumie i przegląda się w tym, jak w lustrze, dając nam dzieło satysfakcjonujące
miłośników jego samego, jak i Samotnika z Providence.
Czy Lovecraft zmarnował swoje
życie? Czy zmarnował je Houellebecq? A może po prostu oni nie dali się zmarnować
życiu, walcząc z nim i światem? Jakakolwiek jest odpowiedź na to pytanie, dla
pisarza ważniejsza staje się prowadząca do niego droga. Ten literacki proces,
niczym swoista autoterapia, oczyszczający dla autora i dla odbiorcy. I wiwisekcja
lovceraftowskiego pisarstwa, a przede wszystkim rasizmu. Pięknie przy tym podana,
lirycznym językiem, choć też z pewną sterylnością. Warto się w to wgryźć, choć
przeraża i odkryć obu pisarzy na nowo – w przypadku obiektu biografii,
niekoniecznie z dobrej strony.
Komentarze
Prześlij komentarz