Możemy cię zbudować - Philip K. Dick

A. LINCOLN, SYMULAKR



Wznawianie dzieł Philipa K. Dicka trwa i chyba nikt nie ma powodów do narzekań. Ta legenda fantastyki, której prace daleko wykraczają poza czystą rozrywkę, potrafi bowiem zachwycić także tych nie przepadających za gatunkiem. I takim tworem jest właśnie „Możemy cię zbudować”, nieco mniej znany tytuł z dorobku mistrza, ale na pewno wcale nie mniej warty poznania niż najsłynniejsze prace Dicka.


Louis Rosen i Maury Rock nie mają szczęścia w biznesie. Handel elektroniką nie idzie im najlepiej, a za coś żyć trzeba. Szansą na odmianę losu wydaje się pomysł by produkować i sprzedawać cybernetyczne kopie ludzi. A dokładniej postaci histerycznych z okresu wojny secesyjnej. Oczywiście i tu szybko pojawiają się pierwsze problemy. Sami sobie nie poradzą, potrzebują wspólnika, ale jedyny, który wydaje się być w ich zasięgu, nie jest człowiekiem, z jakim chcieli by współpracować. To oczywiście jednak dopiero wstęp, bo kiedy udaje im się stworzyć kopię Lincolna i Stantona, ten pierwszy wcale nie chce być sprzedany i zamierza walczyć o swej prawa…


„Możemy cię zbudować” pierwotnie napisana została jako „The First in Our Family”, a w latach 1969-1970 ukazywała się w odcinkach jako „A. Lincoln, Simulacrum” i chociaż Theodore Sturgeon przyjął ją z mieszanymi uczuciami, chwalił wiele jej elementów. Patrząc na to dzieło z perspektywy lat, trudno jednak znajdować w nim rzeczy, które chciałby się krytykować. Minęły dekady, a całość wciąż jest świeża i aktualna, wciąż pozostaje fantastyką, a co ważniejsze nadal skłania do przemyśleń. I taka właśnie powinna być dobra literatura science fiction.


Poza tym powinna być przekonująca i świetnie napisana i taka jest właśnie w tym wypadku. Dodajcie do tego nieco humoru i otrzymacie naprawdę ponadczasowy klasyk. Pod względem stylu powieść to typowy Dick. Tekst został napisany znakomicie, z literackim wyczuciem i talentem. To nie prosta, lekka fantastyka, z jaką spotykamy się w czasach obecnych, a satysfakcjonujący, poruszający reprezentant wszystkiego, co w gatunku najlepsze. Jeśli zaś chodzi o prawdopodobieństwo, niewielu autorów potrafiło tak, jak Dick przedstawić rzeczy niewyobrażalne i to właśnie widać tutaj. Zasługa w tym nie tylko nękającego go szaleństwa (żaden pisarz nie przekona czytelnika do swojej wizji, jeśli w nią nie wierzy, Dick natomiast nie tylko wierzył, ale był przekonany, że największe z jego paranoi, te najbardziej oderwane od rzeczywistości rzeczy, które ciągle pojawiały się w jego głowie, są prawdą), jak i też logicznych przemyśleń i spisania trafnych obserwacji.


Wszystko to, łącznie ze świetnym wydaniem, robi wielkie wrażenie. Poza tym to powieść, którą – jak słusznie zauważył Gregg Rickman, można odczytywać jako prequel „Blade Runnera”. Ale i bez tego to doskonała powieść, którą absolutnie warto poznać. Do zadumy, do zachwytu.


Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze