REGULATOR
„Karneval” to seria, z którą mam
specyficzne doświadczenia. Zaczęło się nieźle, ale ogólny klimat mnie nie kupił.
Zawsze jednak staram się dać drugą szansę i albo się do tytułów przekonuję,
albo przestaję po nie sięgać. Dałem więc, było trochę lepiej, potem jeszcze
lepiej, potem gorzej, potem znów lepiej… Ale jako całość „Karneval” miał swój
urok i tak dotarłem właśnie do 24 tomiku i muszę przyznać, że seria nadal
trzyma dobry poziom i na razie nie zapowiada się by wróciły słabsze tomiki.
Nai jest uczony na „regulatora”
przez głos. Wspomnienia wracają. A tymczasem w ręce Cyrku wpadają cenne
informacje na temat Kafuki. Będzie się działo!
Od początku mojej przygody z tą serią
pisałem, że „Karneval” to opowieść na styku dwóch mangowych światów – shounenów
i josei. Jest tu zatem akcja, która gwarantuje, że lektura mija szybko,
spokojniejsze i bardziej przegadane momenty dają wytchnienie tym którzy
spragnieni są takich właśnie elementów. Ale jest tu coś jeszcze – i to coś ważniejszego
nawet – a mianowicie urok, który sprawia, że całość potrafi chwycić za serce i
jest w stanie kupić czytelnika właściwie bardziej, niż cokolwiek innego.
Ale oczywiście akcja też jest
przecież udana, są emocje, wzruszenia, słodycz, tajemnice, wreszcie także i
humor. Całość, choć z tymi wszystkimi pięknymi, anemicznymi wręcz chłopcami, bogactwem
strojów i dekoracji bardziej przeznaczona dla płci pięknej, stoi na naprawdę
znakomitym poziomie. Tym lepszym, że znajdziecie tu sporo nastrojowych momentów,
które zapadają w pamięć. Co prawda wciąż mam wrażenie, że sama autorka nie do
końca wie, do czego zmierza, niemniej zawsze szybko przestaje to mieć znaczenie
i czytelnik daje się po prostu porwać opowieści – i to przecież przede
wszystkim chodzi.
Oczywiście mówiąc o „Karnevalu” nie
można też zapomnieć o udanej szacie graficznej. Szacie lekkiej co prawda, dość
typowej dla mang kobiecych (a więc dużo tu pięknych, wielkookich, smukłych
chłopców, wszelkiej maści detali, ozdóbek, zabawy modą bohaterów, uroczych drobiazgów,
za to mało tu czerni), ale miłej dla oka. Wydanie również nie zawodzi, ale to
właściwie już standard, wart jednak napomknięcia.
Reasumując, mimo drobnych minusów
zdarzających się w trakcie serii, warto tytuł ten poznać. Nie każdego
„Karneval” kupi, trzeba w końcu lubić kobiecą odmianę słodyczy, jaka oferuje,
ale jeśli nie jest to coś, co Was odstrasza, sięgnijcie po przygody Naia i spółki.
Nie pożałujecie.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz