Ptaki Nocy: Tajemnice i morderstwa - Gail Simone, Ed Benes, Michael Golden, Joe Bennett

PTAKI GOTHAM


Każdy wie, jak to jest – do kin wchodzi jakiś film, wiadomo z założenia, że będzie hitem, więc trzeba wesprzeć premierę jakimiś dodatkami. W przypadku inspirowanych komiksami obrazów zawsze były to albo graficzne adaptacje tych tytułów, albo jakieś sztandarowe opowieści z danej serii. I do tej drugiej grupy należy wydany właśnie z okazji premiery filmu „Ptaki Nocy” album o tym samym tytule, pierwszy poświęcony tym postaciom na polskim rynku. I chociaż jest to tylko niezła, niewymagająca i nieskomplikowana opowieść, jako dodatek do filmu, warta poznania.


Dla Ptaków Nocy nadchodzi trudny czas. Pomoc niedoszłemu oszustowi prowadzi do kłopotów z Savantem, exsuperbohaterem, który jest pewien, że poradzi sobie z naszymi dziewczynami. Potem Black Canary udaje się do Hongkongu, jednak to, co zaczęło się jako podróż celem odwiedzenia chorego, zmienia się w spotkanie z Lady Shivą. Co z tego wyniknie? I co jeszcze czeka nasze bohaterki?


Po raz pierwszy kobiecy zespół Ptaków Nocy dostał swój tytuł w roku 1996 w postaci one shota „Black Canary/Oracle: Birds of Prey”, a własną regularną serię trzy lata później. W roku 2003, kiedy cykl miał się na tyle dobrze, że doczekał się nawet serialu telewizyjnego, pisanie scenariuszy przejęła Gail Simone, która pracowała nad tytułem od numeru 56 do 108, włączając do drużyny Huntress i tworząc   najbardziej znaczący run „BoP”. I to właśnie początkowe zeszyty jej autorstwa, możemy przeczytać w tym albumie. A jakie są to zeszyty? I jak właściwie wypadają te komiksy?


Przede wszystkim, choć dynamiczne i pełne akcji, zdają się tkwić swą estetyką w latach 90. XX wieku. A to oznacza przede wszystkim, że mamy tu do czynienia z dużą ilością dialogów, co przy niemal 300-stronicowym tomie daje solidną dawkę lektury. Nie dla wszystkich, bo takie podejście do tematu na pewno nie kupi każdego, jednak jeśli lubicie batmanowe klimaty, śmiało możecie sięgnąć. Jest tu bowiem akcja, jest całkiem przyzwoicie zbudowany nastrój, wreszcie proste, ale wyraziste postacie, zagadki itd., itd. Czyli wszystko to, czego od dziejących się w Gotham City opowieści można oczekiwać.


Najlepiej jednak i tak wypada tu szata graficzna. Co prawda okładka, jak wiele prac Grega Landa, wywołuje sporo kontrowersji, bo artysta ten nie tyle pełnymi garściami czerpie z prac innych, co je kopiuje (tu opierał się np. na zdjęciu Pameli Anderson), jednak środek w wykonaniu m.in. Eda Benesa, Michaela Goldena i Joego Bennetta prezentuje się naprawdę znakomicie. Sporo realizmu, dobry kolor, udany klimat – wszystko to, w połączeniu ze świetnym wydaniem, daje nam kawał niezłej rozrywki. Tylko tyle i aż tyle.

Komentarze