Staruszek Logan #5: Dawne strachy - Jeff Lemire, Filipe Andrade, Andrea Sorrentino

STARUSZEK LOGAN NA TROPIE


Niedawno końca dobiegła pisana przez Jeffa Lemire’a seria „Extraordinary X-Men”. Autor jednak nie żegna się ze światem mutantów i wciąż kontynuuje przygody Staruszka Logana. Co prawda kolejny album będzie ostatnim, jaki ten twórca zaprezentuje nam zanim tytuł przejmie Ed Brisson, jednak przed nami jeszcze trochę znakomitej zabawy w towarzystwie Lemire’a. Bo i znakomity jest także ten tom, który wkracza na nieco bardziej typowe dla „X-Men” rejony.


Wolverine sporo w swojej karierze podróżował. Najczęściej jednak trafiał do Japonii, gdzie nie tylko czekali na niego liczni wrogowie, ale także ukochana. Teraz jednak, poszukując swojej przyjaciółki Jubilee, trafia do Rumunii, gdzie na dodatek łączy siły z… Wyjącymi Komandosami. Co się stało z Jubilee? I jak potoczy się ta misja?

To jednak nie koniec. Kiedy przyjaciołom Wolviego coś złego dzieje się na stacji kosmicznej, nasz bohater nie wie jeszcze, co go czeka. I że już wkrótce znów trafi do przyszłości, której więcej nie chciałby widzieć na oczy…


Chociaż to przedostatni tom „Staruszka Logana” w wykonaniu Lemire’a, autor zamiast spocząć na laurach, rozpoczyna nowy rozdział całej opowieści. Przeszłość Wolverine’a zostaje już nieco za nami, zaczyna się nowa opowieść, a co ważniejsze zmienia się rysownik. I ta ostatnia zmiana chociaż nie wychodzi serii na dobre, ma swój plus. Bo może i Filipe Andrade (komiksy takie, jak „Tajne wojny: Oblężenie”) zbyt dobrym artystą nie jest, jednak wnosi do serii nieco odświeżenia.


Jeśli zaś chodzi o fabułę, całość jest taka jak zawsze: dobrze pomyślana, konkretnie rozpisana, ma do tego odpowiednie tempo, a Lemire stara się zbudować należyty klimat. Na nudę nie ma tu miejsca, fabuły, nawet jeśli nie są zbyt odkrywcze, pozostają udane, a i postacie zostały naprawdę dobrze nakreślone. Co ważne, chociaż „Logan” wkracza na bardziej x-menowe tereny, seria z jego przygodami to nadal samodzielna, świetna lektura, która może mocno czerpie z dorobku poprzedników Lemire’a, ale nie wymaga od czytelnika znajomości zawiłych losów postaci. Chociaż warto pamiętać, że dla długoletnich fanów znajdzie się tu kilka smaczków.


Jeśli chodzi o grafiki, Andrea Sorrentino, znany choćby z niektórych zeszytów „All-New X-Men” to prosta, sterylna robota, której delikatność nie do końca mnie kupuje.  Podobnie jak ilustracje Filipe Andrade. Ale i tak album wypada przyjemnie dla oka  i ma zdecydowanie swoje dobre strony, jeśli chodzi o ilustracje.


W skrócie: dobry komiks dla miłośników Wolverine’a. Pozbawiony co prawda większych nowości, ale za to wzorcowo wykonany i dostarczający dobrej rozrywki. Lepszej, niż na pierwszy rzut oka można by sądzić.

Komentarze