NARODOWY
(ANTY)BOHATER
Jak mówi przysłowie, lepiej późno, niż wcale. I to
się sprawdza w przypadku pierwszego tomu serii „Kapitan Ameryka: Steve Rogers”,
którego wydarzenia przeplatają się z wydanym już jakiś czas temu na polskim
rynku eventem „II Wojna Domowa”. Czy pasowałby lepiej wtedy, czy też teraz,
jako zapowiedź kolejnego wydarzenia w postaci „Tajnego Imperium”, każdy musi
osądzić sam. Ważne jednak tak naprawdę jest tylko to, że to dobry komiks.
Zadziwiająco dobry, jak na scenarzystę Nicka Spencera.
W trakcie drugiej wojny światowej Steve Rogers
poddał się eksperymentom z formułą superżołnierza i stał się niemal
niezniszczalnym bohaterem i symbolem Ameryki. Wkrótce potem „zginął”, by
obudzić się we współczesnym świecie i nadal reprezentować te same wartości.
Jego losy różnie się toczyły, przeżył wiele, zestarzał się, zrezygnował ze swej
roli, a ostatnio odzyskał młodość i powrócił do akcji. I w tym właśnie miejscu
zaczyna się tom, który niedawno pojawił się wśród wydawniczych nowości.
Gdy zło panoszy się po świecie, a nazistowska
organizacja Hydra staje się z każdą chwilą coraz potężniejsza, Rogers wkracza
do akcji. Coś jednak jest nie tak. Kapitan Ameryka ma bowiem własne cele i
realizuje je za wszelką cenę, a to co robi, dalekie jest od tego, co robić
powinien. Czy zatem dotychczasowy narodowy bohater Stanów Zjednoczonych stał
się kimś zupełnie innym, niż do tej pory? A jeśli tak, co to będzie oznaczało?
Komiksy pisane przez Nicka Spencera nigdy do mnie
do końca nie przemawiały. Jedynie niezły „Atak na Pleasant Hill” czy przeciętny
piąty volume „Amazing Spider-Mana” to dobre przykłady na to, że scenarzysta ów
nie jest nikim wybitnym. Nie jest nawet szczególnie dobrym wyrobnikiem. Ale jak
wiadomo, czasem nawet ktoś taki może wpaść na dobry pomysł i tak było w
przypadku jego przygód Kapitana Ameryki, którego postanowił uczynić złym. Co z
tego wynikło, wiedzą ci, którzy czytali „Tajne Imperium” – wyjaśnienie niestety
jest oczywiste i zawodzi, ale za to to, co dzieje się pomiędzy daje czytelnikom
dużo dobrej zabawy. I tak jest właśnie z tym tomem.
„Kapitan Ameryka: Steve Rogers” to pełen akcji
album zbierający pierwsze jedenaście zeszytów cyklu. Dzieje się tu dużo,
wydarzenia nie tylko prowadzą do „Tajnego Imperium”, ale i przeplatają się z
eventem „II Wojna Domowa” (szczegóły chronologii znajdziecie tutaj),
tempo jest szybkie a całość ma swój urok. Do tego dochodzą niezłe ilustracje i
dobre wydanie. Czyli standard dla linii wydawniczej Marvel Now.
Kto lubi „Kapitana Amerykę” albo typowe
marvelowskie superhero, powinien ten komiks poznać. To całkiem grube tomiszcze,
które czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Może i bez większych refleksji, ale
ma kilka naprawdę intrygujących momentów. A przy okazji to szansa poznania
nieco innego oblicza Kapitana, niż w ukazującej się w Polsce rewelacyjnej serii
pisanej przez Eda Brubakera
Komentarze
Prześlij komentarz