Daredevil: Odrodzony - Frank Miller, David Mazzucchelli

PONOWNE NARODZINY


Kolejny starszy komiks przypominam Wam na fali wydawania po polsku „Daredevilla” Franka Millera. Co prawda wszystkie trzy dostępne na polskim rynku tom są rewelacyjne, jednak szczytowym osiągnięciem tego legendarnego scenarzysty na tym polu jest inna opowieść – „Odrodzony”. Komiks uważany za najlepszy o niewidomym mścicielu i jeden z najlepszych w dziejach opowieści obrazkowych.


Karen Page, dawna ukochana i sekretarka Matta, a obecnie aktorka porno i narkomanka, sprzedaje tożsamość Daredevila Kingpinowi za działkę narkotyków. Od tej chwili boss zaczyna rujnować życie Matta. Oskarża go o łapówki, wrabia w morderstwo, pozbawia pieniędzy, pracy, domu a wreszcie topi w zatoce. Doprowadzony do szaleństwa Daredevil zaczyna wendettę...


7. miejsce na liście komiksów wszech czasów, masa nagród, najlepszy komiks o Daredevilu... To właśnie rzeczy, które można powiedzieć o „Odrodzonym", który do Polski trafił po raz pierwszy po zaledwie 27 latach od debiutu w USA w pamiętnym roku 1986, kiedy to ukazały się takie tytuły, jak „Strażnicy” czy „Powrót Mrocznego Rycerza”. Ale lepiej późno, niż wcale, szczególnie gdy ma się do czynienia z takim dziełem.


Scenariusz Millera to może nie genialna perełka pokroju „PMR”, ale rzecz naprawdę znakomita. Nie do końca przekonuje szybki postęp szaleństwa Matta, a tym bardziej jego otrząśnięcie się z niego, ale to potem nadrobiono w komiksie „Love and War”. Jednak i tak psychologia, atmosfera osaczenia i masa emocji to plusy, które sprawiają, że „Odrodzony" to wielki komiks o zemście i odkupieniu, czyli o tym, o czym Miller pisał od zawsze i co od zawsze wychodziło mu najlepiej.


Rysunki Mazucchelliego („Batman: Rok pierwszy") to także kawał dobrej roboty, choć nie wszyscy mogą być do nich przekonani. Szczególnie, że ten ambitny artysta wielokrotnie eksperymentuje ze stylem i zmienia go na kolejnych planszach. Nie jest to styl łatwy, szczególnie jeśli ocenia się całe plansze, a nie poszczególne kadry, ale jak najbardziej znakomity i satysfakcjonujący, choć im bliżej końca, tym bardziej proste i abstrakcyjne stają się ilustracje. Do tego dochodzi dobry kolor, klasyczny i pasujący do stylu, choć nie tak, jak w „Roku pierwszym”, gdzie ocierał się o prawdziwe mistrzostwo.


Oczywiście omawiając ten komiks nie można nie wspomnieć, jak rewolucyjne było to dzieło. Album, który zmienił nie tylko Daredevila, ale był jednym z reformatorów powieści graficznych w ogóle. Album ceniony i wielbiony. Jego inność widać już od początku, mrocznego, ponurego, dojrzałego, poważnego... Miller zrezygnował całkiem z humoru, dając znać, jak poważny mamy komiks i jak mamy go traktować.


A nie da inaczej, bo pełno w nim scen mocnych, szokujących wręcz. Scen, których czytelnik nigdy nie zapomni, jak ta, gdy Ben jest rugany przez szefa, w tle trwa szaleństwo pracy nad nowym numerem gazety, a on przez telefon słucha, jak duszony jest człowiek, który chciał mu wystawić Kingpina. Albo scena z odcinaniem powieszonej ukochanej i walką w domu Bena. Cuda, perełki, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci i do których wracać będziemy stale.


I cóż tu więcej mogę dodać. Kto kocha komiksy niech sięgnie po powyższy. Kto kocha satyrę i komentarz społeczny na USA lat 80. XX wieku, pełne narkotyków i seksu, tym bardziej. „Odrodzony” bowiem to komiks mocny, wielki i aktualny, nie idealny, ale na tyle rewelacyjny, by zająć zaszczytne miejsce w każdej kolekcji. Szczególnie, że wydano go wyśmienicie (kredowy papier, twarda oprawa, dodatki) i w dobrej cenie. Chociaż okładkę można było dać zdecydowanie lepszą.

Komentarze