Flashpoint - Geoff Johns, Andy Kubert

FLASH WORLD


Barry Allen. Flash. Pewnego dnia widzi, że zmieniło się jego życie. Matka, która nie żyje od lat, nagle staje się codziennością, ukochana tkwi w objęciach innego. Świat pogrążony jest w chaosie, gdy Amazonki walczą z mieszkańcami Atlantydy, niszcząc Europę. Bohaterów, których Barry znał, nie ma – tylko Batman pozostał, ale nie dość, że jest brutalny, to za maską skrywa się Thomas Wayne, który w ten sposób mści się za śmierć syna. Próbując zrozumieć co się dzieje, Barry odkrywa, że otaczający go świat wcale nie jest alternatywną rzeczywistością, ani niczym w tym stylu. Zaczyna się walka o przetrwanie i odzyskanie tego, co uważa za własne życie…


Ta historia miała na nowo przedefiniować bohaterów. Zmienić ich status quo i wywrócić do góry nogami całe DC. A wszystko to opierając się nie na postaci Batmana, Supermana czy innych flagowych bohaterów wydawnictwa, a na drugorzędnym przecież Flashu. Zabieg nietypowy, ale ciekawy. I, co najważniejsze, mocno zakorzeniony w akcji i umotywowaniu całości. Kiedy jednak zacząłem czytać tę historię, poczułem rozczarowanie. Znów dostałem coś na kształt „Kryzysu na nieskończonych Ziemiach” czy „Nieskończonego Kryzysu”. Dzieł kultowych, ale nie do końca spełnionych. Poza tym przecież to wszystko już było, prawda? Na szczęście cała reszta rzeczywiście wprowadziła, jeśli nie rewolucję, to przynajmniej niemałe zaskoczenie a podejście do bohaterów (Superman jako wynędzniały tchórz, który zamknięty po katastrofie nigdy nie widział nawet człowieka, Batman gorszy od swych wrogów, Element Woman jako upośledzona psychicznie dziewczyna, Wonder Woman szaloną psychopatką etc.) naprawdę okazało się pomysłowe i znakomite.


Oczywiście całość trudno porównać do rewolucjonistów gatunku, czyli dokonań Franka Millera i Alana Moore’a z lat 80., ale nadal trzeba docenić, że jak na obecne realia mainstreamu, całość broni się znakomicie.  Świetna jest też kreska Kuberta i kolor. Całość ma swój klimat komiksów, na jakich się wychowywałem, choć w nowoczesnej przecież manierze. Do tego dochodzi motyw samograj, czyli zabawa alternatywnymi wersjami postaci, puszczanie oka do obeznanych z uniwersum czytelników, a dla nowych odbiorców, uczynienie z fabuły rzecz atrakcyjną dla tych, którzy chcieliby po prostu przeczytać dobre, spektakularny komiks. Nie za długi, nie za krótki, pozbawiony nudy za to z ciekawymi perspektywami na przyszłość. Przyszłość, która pokazała, jak wiele kryło się za tymi wydarzeniami (patrz: „Uniwersum DC: Odrodzenie”, „Doomsday Clock”), choć ciężko powiedzieć czy scenarzysta Geoff Johns już wtedy to planował.


Na koniec jeszcze słowo odnośnie zakończenia. Zakończenia, którego zdradzać nie zamierzam, ale które wymaga wspomnienia. Finał jest bowiem zarazem klasyczny, jak i na wskroś niejednoznaczny. Jak w antycznej tragedii, tak i tu nie ma dobrego wyjścia, niezależnie od decyzji bohaterów. A zarazem happy end nastąpić musi i nastąpi także niezależnie od dokonanych wyborów. Niosąc przy okazji sporo emocji i wzruszeń. Niby nic to wybitnego, ale jednak pozostawia po sobie przyjemne wrażenia. A jeśli byłoby Wam mało, sięgnijcie po album „Batman: Rozbite miasto i inne opowieści”, gdzie znajdziecie trzyczęściowego „Rycerza zemsty”, tie-in do tej opowieści ukazujący losy Thomasa „Batmana” Wayne’a. Tie-in jakże udany i wart poznania.


Kolejność czytania eventu i wydanych po polsku tie-inów:

·         Flashpoint #1-2
·         Rycerz zemsty #1-3
·         Flashpoint #3-5

Komentarze