POKOCHAM
CIĘ W BLASKU KSIĘŻYCA
„Lśnisz w księżycową noc” to jedna z najbardziej
wyczekiwanych przeze mnie jednotomówek od długiego już czasu. Wiecie, jak lubię
romantyczne komiksy, więc nie powinno to być dla Was zaskoczeniem. Ale
romantyczny w moim odczuciu to nie romans – to ma być po prostu dobra historia
o miłości. Życiu i ludziach, którzy związani zostali przez uczucia. Nic w stylu
Harlequinów”. Na szczęście „Lśnisz” to opowieść, jakiej oczekiwałem, podana w
bardzo przyjemny sposób. Może nie szczególnie odkrywcza, bo oparta na
schemacie, na którym budowano takie dzieła, jak „Love Story” czy „Gwiazd naszych
wina”, ale dostatecznie dobrze wykonana, by nie zawiodła nikogo.
Poznajcie Mamizu Watarase, wydaje się, że jest
zwykłą dziewczyną, ale to nie prawda. Nastolatka cierpi na chorobę, która
sprawia, że jej ciało w świetle księżyca zaczyna błyszczeć. Niby nic takiego,
ale jednocześnie schorzenie to powoli ją zabija i gdy zaczyna się akcja mangi,
niewiele życia jej zostało. Zanim odejdzie z tego świata, chce spełnić kilka
swoich marzeń ze sporządzonej przez siebie listy. Czy jej się to uda? I co z
tego wszystkiego wyniknie?
Historia „Lśnisz w księżycową noc” sięga roku 2017,
kiedy to powstała powieść o tym samym tytule, napisana przez Tetsuyę Sano.
Powieść, która nie tylko dobrze się sprzedała, ale też i zdobyła nagrodę
Dengeki. Nic dziwnego, że szybko powstała zarówno jej filmowa adaptacja, jak i
manga. Za tą ostatnią zabrała się dość znana ekipa, bo pracował nad nią zarówno
loundraw, artysta kojarzony bardziej ze światem anime (choćby jako reżyser „Kimi
no Iru Basho” czy „Yume ga Sameru made”) niż anime a także pamiętany z „Re
Zero: Życie w innym świecie od zera” Daichi Matsuse. A co im z tego wszystkiego
wyszło?
Bardzo dobry komiks. Nie odkrywczy, wiecie już o
tym sami, ale udany, mający swój urok, oferujący sporo emocji i wzruszeń, i
naprawdę dobrze poprowadzony. W oryginale całość wyszła w dwóch tomikach, w
Polsce dostajemy ją w jednym grubym tomie, co jak zawsze cieszy. Bo nie trzeba
czekać na ciąg dalszy i cena jest atrakcyjna, ale co ważniejsze, całość jest po
prostu bardzo dobra i lektura takiego pogrubionego albumu jest czystą
przyjemnością wystarczającą na dłużej, niż standardowa manga.
Wracając jednak do „Lśnisz w księżycową noc” to
dobrze napisana, całkiem emocjonująca opowieść z naprawdę udaną szatą
graficzną. Design postaci, jak i ogół kreski, przypomina nieco prace
Yoshiyukiego Sadamoto, ale pomieszane
różnymi typowymi dla romantycznych mang elementami. Dzięki temu całość
ma udany klimat i swój charakter, który sprawia, że czyta się ją znakomicie. Po
lekturze miałem nawet ochotę obejrzeć film fabularny, jaki powstał na podstawie
pierwowzoru i chociaż po zwiastunie zmieniłem zdanie, do mangi jeszcze chętnie
wrócę, a i powieść poznałbym z ochotą, chociaż light noveli nie trawię. Dlatego
jeśli lubicie dobre opowieści o miłości, sięgnijcie po „Lśnisz w księżycową
noc”. Może i tytuł brzmi kiczowato, ale sama historia warta jest poznania.
Komentarze
Prześlij komentarz