MAGIA
MILLARA
Najnowszy komiks Marka Millara, scenarzysty który
dał nam „Kick Asssa”, „Wojnę domową” czy „Kingsman: Tajne służby”, to
połączenie „Iluzji”, „Harry’ego Pottera” i licznych opowieści fantasy, z typową
dla tego scenarzysty wrażliwością artystyczną. A raczej brutalnością,
należałoby powiedzieć. Bo „Bractwo Magów” to specyficzne urban fantasy, mocne,
przeznaczone dla dorosłych i gatunkowo bardzo bliskie kryminałom i sensacyjnym
historiom. Ale jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, jak większość dzieł
Millara, tak i ten komiks, to kawał świetnej opowieści obrazkowej, którą
absolutnie warto jest poznać.
Nasz świat nie jest taki, jakim się wydaje. Nikt nie
spotyka tu potworów, nikt nie bierze udziału w dziwnych, nadnaturalnych
wydarzeniach. Wszystko dzięki nim. Bractwo Magów od tysięcy lat broni naszej rzeczywistości
przed wszystkimi paranormalnymi problemami, jakie moglibyśmy mieć. Ludzie mogą
żyć spokojnie, w błogiej nieświadomości, ale czy taki stan rzeczy może trwać
wiecznie? Kiedy ktoś zaczyna polować na członków Bractwa, wszystko o co do tej
pory walczyli, może zostać zaprzepaszczone...
Millar, mówiąc o tej serii, opowiada że to połączenie „Rodziny Soprano” z „Harry Potterem” i „Królem Learem”. Z pierwszym tytułem łączy go podziemny, brutalny świat, z drugim fakt, że niezwykłe oblicze naszej rzeczywistości i wszelkie potwory ukryte są przed wzrokiem normalnych ludzi. A co ma z „Króla Leara”? Millar utrzymuje, że całość ma podobną strukturę, tylko tytułowy bohater ma w ręku różdżkę. Co do bohatera zresztą, trzeba nadmienić, że jeden z nich to wyglądem ewidentnie sam… Millar, a jego siostra to wypisz wymaluj Marla z „Fight Clubu”. Jeśli zaś chodzi o treść, w trakcie lektury nie mogłem się pozbyć wrażenia, że autor czerpał mniej lub bardziej świadomie z „Iluzji”, „Prestiżu” i innych tym podobnych filmów, które kilka lat temu były całkiem popularne.
Oczywiście poziom „Bractwa Magów” jest o wiele
wyższy, niż np. wzmiankowanej „Iluzji”, filmu mocno przeciętnego,
przewidywalnego i niespełnionego. Bo Millar nie zadowala się tylko odtwarzaniem
znanych schematów. Jego komiksy zawsze cechują się zarówno wywróceniem ich do góry
nogami, jak i wyciśnięciem czegoś świeżego, atrakcyjnego i wciągającego. I to
widać właśnie tutaj. Owszem, nowości nie jest tu wiele, niemniej „Bractwo” to
kawał dobrego komiksu, jednego z najlepszych o czarodziejkach, jakie czytałem. Nastrojowego,
ostrego, krwistego, dobrze poprowadzonego… Rozrywkowego, ale jednak oferującego
coś więcej niż tylko rozrywkę. Nie jak w najlepszych dziełach Millara, ale
jednak.
Do tego dochodzi rewelacyjna szata graficzna
Olivera Coipela, twórcę ilustracji do wielu komiksów Marvela, które mogliśmy
czytać po polsku choćby w ramach linii wydawniczej Marvel Now. Grafiki jak
zawsze są realistyczne i dopracowane, artysta znakomicie operuje światłocieniem,
a dobry kolor pomaga zbudować świetny klimat. Czy trzeba dodawać coś jeszcze?
Miłośnicy Millara i dobrej, nieoczywistej fantastyki powinni sięgnąć po ten
album i poznać millarowską magię.
Komentarze
Prześlij komentarz