NIE DLA
LEMINGÓW
Po wydaniu żelaznej klasyki prozy Dicka Rebis
zaczął sięgać po mniej znane i mniej cenione utwory tego nieśmiertelnego
pisarza. „Druciarz galaktyki” to jeden z nich, nieszczególnie ceniony nawet
przez samego autora. Co i tak nie ma najmniejszego znaczenia, bo niniejsza
powieść choć lżejsza i bardziej zabawna, niż zwyczajowe dokonania autora, jest
równie świetna i warta poznania, co czołowe jego dokonania.
Rok 2047, Wspólnotowa Republika Obywateli Ameryki
Północnej (dawne USA). Główny bohater, Joe Fernwright, jedynie w pracy widzi
sens swojego życia. Problem w tym, że w świecie tak zunifikowanym, jak i
plastikowym, nie ma miejsca dla kogoś takiego jak on. Joe zajmuje się bowiem
renowacją ceramiki. Nieoczekiwanie pojawia się dla niego niezwykła okazja. Może
dziwna, może niepewna, ale jednak okazja. Tajemniczy kosmita, posiadacz niezwykłych
mocy, zleca jemu i grupce podobnych ekspertów pochodzących z najróżniejszych
stron Galaktyki wydobycie starożytnej katedry z dna morza. Wszystko na odległej
planecie, co dla Joe’go, który właśnie podpadł komunistycznej władzy, też jest
jak najbardziej in plus. Co jednak wyniknie z tego wszystkiego?
Jak widać po powyższym, „Druciarz galaktyki” to
powieść tematycznie dość typowa dla Dicka. Ogarnięty paranoją autor, wszędzie
wietrzący komunistyczne spiski i widzący komunistycznych agentów na każdym
kroku, po raz kolejny zabiera nas do niegościnnej rzeczywistości, gdzie
wszystko stało się wspólnotowe. Wszystko zostało sprowadzone do jednego
standardu i jedną miarą jest szyte. Wizja ta mocno zakorzeniona w czasach
zimnowojennych lęków okazuje się być zadziwiająco aktualna również teraz, kiedy
modna jest wszelkiej maści równość bez zwracania uwagi na wrodzone
predyspozycje czy preferencje. I aktualna będzie zawsze, bo który rząd, który
ustrój ceni niezależnych, myślących obywateli? Które czasy cenią ludzi nie
chcących brać udziału w wyścigu szczurów, nie chcących jak te lemingi podążać
za wyznaczonymi z góry trendami, bez myślenia i zastanowienia?
„Druciarz galaktyki” to więc powieść dla ludzi,
którzy myślą. Indywidualistów szukających swojego miejsca i chcących wyrwać się
z samonakręcającej się spirali wciąż tych samych tendencji. Ale jednocześnie to
kawał świetnej opowieści SF, pełnej szalonych, absurdalnych pomysłów (gadające
łóżko!) i profetycznych elementów (Gra). Opowieści, która wciąga, bawi i potrafi
urzec. Świetnie pomyślanej, dość ascetycznie, ale po mistrzowsku napisanej,
klimatycznej i zapadającej w pamięć zdecydowanie na dłużej.
Do tego mamy świetne wydanie – tradycyjnie dla
Rebisu, ale warto o tym fakcie pamiętać – które stanowi ozdobę biblioteczki. I
sam fakt, że o Dicku na polskim rynku się pamięta. Polecać nie muszę, bo to
klasyka i klasa sama w sobie, ale polecam, bo warto.
Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz