MASKA
LOBO
Kolejny odświeżany po latach komiks i znów „Lobo”. Cóż
jednak począć, skoro w dzisiejszych czasach tak niewiele jest podobnych mu
serii z pazurem. Przy okazji jednak crossover „Lobo / Maska” to rzecz wyjątkowo
warta poznania. Głównie dlatego, że to jedyny komiks z Maską na polskim rynku,
ale jednocześnie trzeba nadmienić, że to jedna z nielicznych opowieści o Lobo,
która jest autentycznie znakomita, chociaż nie pracował przy niej współtwórca
tej postaci i autor najlepszych jej przygód, Keith Giffen.
Kosmiczna rasa wynajmuje Lobo do schwytania największego
twardziela we wszechświecie, który z map wymazał w ostatnim czasie całe
galaktyki. Szybko nasz rzeźnik wpada na jego trop. Trop postaci w zielonej
masce. Drobny problem jest taki, że nosiciela Maski zabić się nie da, a
dodatkowo jego moce są praktycznie nieograniczone. Jakby tego było mało, okazuje
się, że winny zbrodniom nie jest obecny nosiciel maski, drobny złodziejaszek,
który wpadł na nią przypadki, a jej poprzedni właściciel. Kto nim jest? Lobo i
Maska wyruszają razem w odmęty wszechświata siejąc bezsensowną śmierć i
zniszczenie, by tylko odkryć odpowiedź na to pytanie i dorwać przeciwnika.
Dopiero kiedy jednak to Lobo zostaje nowym nosicielem maski, zaczyna się
największa masakra, jaką można sobie wyobrazić. Czy wszechświat przetrwa? Kto jest
tajemniczym człowiekiem ściganym przez Ważniaka? I ilu niewinnych zginie by
osiągnąć cel niewarty osiągnięcia?
„Lobo / Maska" to jeden z tych komiksów o
przygodach rzeźnika, które wykraczają poza ramy przedstawionej w nim historii,
stając się satyrą na Amerykę, medium komiksu,
ludzką mentalność, a nawet - jak w tym przypadku - kreskówki. Całość podana z
typowym humorem pozbawionym często większej logiki i akcją pędzącą szybciej,
niż pociąg ekspresowy, nie pozbawiona jest też autokrytycyzmu, a to duża
zaleta.
Tym bardziej, jak na to, że pisał go Grant, który
do wybitnych scenarzystów nie należy. Pomagał mu jednak John Arcudi, który
podnosi poziom jego scenariusza i zmienia krwawą jatkę w satysfakcjonującą
fabułę. Świetne są też rysunki Douga Mahnke (autora późniejszego „Hitman/Lobo"
czy komiksów o Batmanie), które odpowiednio krwawo i realistycznie
przedstawiają to, co należało tak przedstawić i
stanowią chyba najlepsze dokonanie w całej jego karierze.
Kto lubi nieszablonowe, unikające poprawności
politycznej, szybkie, emocjonujące komiksy z nutka czegoś ponad jedynie zwykłą
rozrywkę, powinien ten tom poznać. Teraz, po dwóch dekadach znaleźć go można
tylko na rynku wtórnym, bo nie zanosi się na wznowienie opowieści o Lobo z lat
90., ale jest tego wart. Tak jak i wiele innych, zapomnianych komiksów o
szalonym rzeźniku, takich, jak „Dzieciobójstwo”, „Kontrakt na Bouga” czy „Nieamerykańscy
gladiatorzy”.
Komentarze
Prześlij komentarz