Lobo / Maska – John Arcudi, Alan Grant, Doug Mahnke

MASKA LOBO


Kolejny odświeżany po latach komiks i znów „Lobo”. Cóż jednak począć, skoro w dzisiejszych czasach tak niewiele jest podobnych mu serii z pazurem. Przy okazji jednak crossover „Lobo / Maska” to rzecz wyjątkowo warta poznania. Głównie dlatego, że to jedyny komiks z Maską na polskim rynku, ale jednocześnie trzeba nadmienić, że to jedna z nielicznych opowieści o Lobo, która jest autentycznie znakomita, chociaż nie pracował przy niej współtwórca tej postaci i autor najlepszych jej przygód, Keith Giffen.


Kosmiczna rasa wynajmuje Lobo do schwytania największego twardziela we wszechświecie, który z map wymazał w ostatnim czasie całe galaktyki. Szybko nasz rzeźnik wpada na jego trop. Trop postaci w zielonej masce. Drobny problem jest taki, że nosiciela Maski zabić się nie da, a dodatkowo jego moce są praktycznie nieograniczone. Jakby tego było mało, okazuje się, że winny zbrodniom nie jest obecny nosiciel maski, drobny złodziejaszek, który wpadł na nią przypadki, a jej poprzedni właściciel. Kto nim jest? Lobo i Maska wyruszają razem w odmęty wszechświata siejąc bezsensowną śmierć i zniszczenie, by tylko odkryć odpowiedź na to pytanie i dorwać przeciwnika. Dopiero kiedy jednak to Lobo zostaje nowym nosicielem maski, zaczyna się największa masakra, jaką można sobie wyobrazić. Czy wszechświat przetrwa? Kto jest tajemniczym człowiekiem ściganym przez Ważniaka? I ilu niewinnych zginie by osiągnąć cel niewarty osiągnięcia?


„Lobo / Maska" to jeden z tych komiksów o przygodach rzeźnika, które wykraczają poza ramy przedstawionej w nim historii, stając się satyrą na Amerykę, medium komiksu, ludzką mentalność, a nawet - jak w tym przypadku - kreskówki. Całość podana z typowym humorem pozbawionym często większej logiki i akcją pędzącą szybciej, niż pociąg ekspresowy, nie pozbawiona jest też autokrytycyzmu, a to duża zaleta.


Tym bardziej, jak na to, że pisał go Grant, który do wybitnych scenarzystów nie należy. Pomagał mu jednak John Arcudi, który podnosi poziom jego scenariusza i zmienia krwawą jatkę w satysfakcjonującą fabułę. Świetne są też rysunki Douga Mahnke (autora późniejszego „Hitman/Lobo" czy komiksów o Batmanie), które odpowiednio krwawo i realistycznie przedstawiają to, co należało tak przedstawić i  stanowią chyba najlepsze dokonanie w całej jego karierze.


Kto lubi nieszablonowe, unikające poprawności politycznej, szybkie, emocjonujące komiksy z nutka czegoś ponad jedynie zwykłą rozrywkę, powinien ten tom poznać. Teraz, po dwóch dekadach znaleźć go można tylko na rynku wtórnym, bo nie zanosi się na wznowienie opowieści o Lobo z lat 90., ale jest tego wart. Tak jak i wiele innych, zapomnianych komiksów o szalonym rzeźniku, takich, jak „Dzieciobójstwo”, „Kontrakt na Bouga” czy „Nieamerykańscy gladiatorzy”.

Komentarze