POWRÓT CZŁOWIEKA
NIETOPERZA
Komiksy o Batmanie mają niejednego reformatora. Do
największych z nich należą zdecydowanie Frank Miller (dzięki „Powrotowi
Mrocznego Rycerza” i „Rokowi pierwszemu”), Alan Moore („Zabójczy żart”), Grant
Morrison („Azyl Arkham”) i Jeph Loeb („Długie Halloween”, „Mroczne
zwycięstwo”). Scotta Snydera trudno zaliczyć do tego grona, ale jego „Trybunał
sów” wywołał niemałe zamieszanie i jest już uważany za klasyczną opowieść z
Mrocznym Rycerzem. I chociaż kolejne komiksy z tej serii w jego wykonaniu nie
zawsze zachwycały, wciąż pozostają warte uwagi. I taki jest też album „Batman:
Ostatni rycerz na Ziemi”, który czerpie co prawda ze zgranych schematów, ale
robi to w niezłym stylu.
Przyszłość odległa od nas o dwadzieścia lat.
Właśnie w takim świecie budzi się Bruce Wayne, który znajduje się obecnie w
Azylu Arkham. Problem w tym, że nadal jest młody, jest zdrowy i przede
wszystkim nie jest Batmanem. A raczej należałoby powiedzieć, że nigdy nim nie
był…
Co tu właściwe się dzieje? Tego nasz bohater będzie
musiał się dowiedzieć. By odkryć to, co kryje jego przeszłość, Bruce wyrusza w
podróż przez świat zupełnie dla niego obcy, a jednak zaludniony zupełnie nowymi
wersjami ludzi, których kiedyś znał: tak wrogów, jak i przyjaciół. W całej tej
wyprawie towarzyszy mu zamknięta w słoiku, wciąż żywa głowa Jokera. Głowa,
która staje się jego przewodnikiem. Ale były Batman nie ma jeszcze pojęcia czym tak właściwie przyjdzie mu się zmierzyć.
Czy ta przygoda Mrocznego Rycerza stanie się jednocześnie jego ostatnią?
Superbohater budzi się w szpitalu psychiatrycznym i
okazuje się, że jego dotychczasowe życie mogło być jedynie wymysłem szalonego
umysłu. Któż z nas nie zna tego schematu? To już klisz, którą tylko w ostatnim czasie w Polsce mogliśmy czytać
np. w „Moon Knight” Jeffa Lemiera czy „Wolverine, tom 2” Jasona Aarona, a oni
przecież ani nie byli pierwsi, ani najlepsi. Czy Snyder zrobił to lepiej? Nie,
ale jego dzieło nie zawodzi, jako dobra rozrywka z Batmanem.
Snyder, podobnie jak przed laty Miller czy Pope,
zabiera nas w przyszłość Batmana, z tym że u niego przyszłość wcale może nie
być przyszłością. A jednocześnie całość jest równie sentymentalna, co
millerowski „Powrót Mrocznego Rycerza” a właściwie nawet bardziej, bo Miller
bardziej skupił się na analizie sytuacji społeczno-politycznej, zabawie
schematami i przesłaniu. Snyder tymczasem nie ma takich ambicji, chce
dostarczyć po prostu dobrej rozrywki i robi to w udany sposób. „Batman: Ostatni
rycerz na Ziemi” nie przejdzie co prawda do historii, ale za to każdemu
miłośnikowi serii dostarczy niezłych przeżyć.
Najlepsze w całości i tak są jednak ilustracje
Grega Capullo. Ten niezapomniany dzięki swojej pracy dla „Spawna”, gdzie
przyćmił nawet prace Todda McFarelane’a, artysta znakomicie ożywiał „Batmana”
Snydera i to samo robi w tym albumie. Jego kreska jest dopracowana i pełna
detali, a całość odpowiednio mroczna i dynamiczna. Wszystko to razem wzięte
daje nam dobry, momentami nawet bardzo, komiks z Mrocznym Rycerzem. Przyzwoitą
rozrywkę superhero, która ze względu na sentymentalny ton i dziwność rodem z
komiksów typu „Headlopper” (żywa głowa!) warta jest uwagi, jeśli jesteście
miłośnikami Gacka.
Komentarze
Prześlij komentarz