Wiele już było komiksów o Jokerze. Wiele było też
przełomowych historii o tym wrogu Batmana, od próbującego wyjaśnić nam genezę
klowna „Zabójczego żartu” Alana Moore’a zaczynając, przez „Azyl Arkham” – gdzie
Grant Morrison postawił tezę, że Joker przyjmuje różne osobowości – na
„Człowieku, który się śmieje” Briana Azzarello, w którym pokazano jego
początki, skończywszy. Co jeszcze można ciekawego powiedzieć w temacie, mając
za sobą dokonania takich mistrzów? Całkiem sporo, co udowadnia Jeff Lemire,
który albumem „Zabójczy uśmiech” próbuje na nowo zanalizować Jokera. I to z
bardzo dobrym skutkiem.
Kiedy spogląda się w otchłań, otchłań spogląda w
człowieka. Taka jest znana od dawna prawda. Przekonał się o tym niejeden
psychiatra, który badał Jokera, ale doktor Ben Arnel nie zamierza się zrażać.
Wręcz przeciwnie, jest pewien, że jego morderczy klown nie złamie, za to jemu
samemu uda się zajrzeć za kurtynę jego osoby i szaleństwa. Ale czy na pewno? I
jakie będą konsekwencje tych działań? Konsekwencje, które mogą dotknąć nie
tylko Bena, ale i jego najbliższych…
Jeff Lemire to autor, który potrafi nam zaserwować
iście genialne komiksy („Royale City”, „Łasuch”, „Czarny młot”), a zarazem
twórca, który niezbyt dobrze czuje się w gatunku superherop – choć jak wiadomo
i na tym polu radzi sobie dobrze („Staruszek Logan”, „Extraordinary X-Men”, „Moon
Knight”). „Joker: Zabójczy uśmiech” to połączenie tego, co Lemire uwielbia –
psychologiczno-obyczajowej opowieści – z superbohaterskim kryminałem noir. Z tym,
że tego superbohaterstwa jest tu mało. Na szczęście, bo zastąpił je frapujący horror
psychologiczny, który bawi się schematami opowieści o Jokerze, jego losami i konwencją.
Historia, którą tu dostajemy, nie ma szybkiego
tempa. Nie ma szalonej akcji. Nie ma popisów wyobraźni i spektakularnych scen
rodem z kinowych blockbusterów. Zamiast tego dostajemy kameralny dramat,
poplątany z horrorem, thrillerem i tym podobnymi elementami. Dramat, który
nadawałby się na znakomite przedstawienie teatralne, może nie tak zachwycający
jak genialne kinowe widowisko, jakim był „Joker”, ale doskonale wpasowujące się
w oczekiwania, jakie wśród fanów rozpalił tamten obraz. I jakże satysfakcjonujące.
A wszystko to wieńczy świetna szata graficzna. Kiedyś Andrea Sorentino nie do końca przekonywał mnie do siebie, ale z czasem doceniłem i polubiłem jego prace. Tu zaś doskonale pasują do opowieści, ale i same w sobie wpadają w oko, budując znakomity klimat. Wszystko to razem wzięte, łącznie ze znakomitym wydaniem o powiększonym formacie, daje nam kawał bardzo dobrego komiksu, nie tylko dla fanów Jokera i Batmana. „Zabójczy uśmiech” to po prostu dobra, dojrzała powieść graficzna, którą warto poznać.
Komentarze
Prześlij komentarz