Komiksowy świat rozwijający filmowe uniwersa – a
już „Star Wars” i „Aliens” w szczególności – pełen jest beznadziejnych
scenarzystów i rysowników. Zdarzają się jednak wyjątki i jednym z nich od
zawsze był genialny ilustrator Doug Wheatley, który dał nam takie opowieści,
jak „Biggs Darklighter” czy „Aliens: Anioły Apokalipsy”. Wszystko dzięki swoim
hiperrealistycznym pracom, które zawsze zachwycały i budowały niesamowity
klimat. A teraz w końcu znów dostajemy kolejny narysowany przez niego komiks o
Obcych i Predatorach, który jednocześnie dobrze napisany, serwuje kawał udanej
rozrywki miłośnikom kosmicznych survival horrorów.
Tu nic nie mogło pójść nie tak. To nie mógł być
drugi „Titanic”. A jednak…
Ludzie bawiący się na luksusowym statku nagle
trafiają w sam środek koszmaru, kiedy na pokładzie pojawia się Predator i
zaczyna zabijanie. Przed masakrą ucieka nastoletnia dziewczyna i towarzyszący
jej android. Od teraz muszą walczyć o przetrwanie i spróbować uciec zagrożeniu,
ale z każdą chwila sytuacja staje się coraz trudniejsza, bo oto okazuje się, że
na statku znajduje się także Obcy. Od teraz życie obojga zależy od androida, w
którym toczy się walka między miłością a oprogramowaniem. Czy mają jakiekolwiek
szanse?
Chociaż Obcy i Predatorzy w kinie istnieli już od
dawna, dopiero w roku 1989 twórcy komiksowi wpadli na pomysł by połączyć ich
przygody. Od tamtej pory powstało nie tylko wiele komiksów, książek i gier, ale
Alieni i Predatorzy mieli nawet okazję toczyć swój bój na kinowych ekranach – i
to dwukrotnie. Z jakością ich przygód bywało różnie, ale na szczęście najnowsza
miniseria „Alien
vs Predator: Krew nie woda” to kawał bardzo udanego komiksu.
Wszystko dzięki zarówno niezłemu scenariuszowi, który
w pewnym stopniu przypomniał mi świetny album „Aliens: Dusza robota” i
znakomitym rysunkom. Jeśli chodzi o treść, Jeremy Barlow serwuje nam tu
klasyczny survival horror, w którym na bohaterów czeka dużo uciekania i
chowania się. Podobnie, jak to było np. w „Aliens: Widmo”, bohaterami są tu młodzi
ludzie, którzy nie mają ani wyszkolenia, ani szans. Fabuła zaś to nieustająca
akcja, która pochłania się z przyjemnością i bez chwili nudy.
Ale i tak prawdziwą gwiazdą tego albumu jest Doug Wheatley i jego ilustracje. Co prawda autor nieco uprościł swój styl, a komputerowe, pełne fajerwerków kolory nie robią takiego wrażenia, jak prostsze barwy sprzed lat, nie zmienia to jednak faktu, że czytelnik ogląda „Krew nie wodę” z nieskrywaną przyjemnością. Wheatley dba o to by album był jak najbardziej realistyczny, dopracowany pod względem detali i klimatyczny. Dzięki temu to ostatnie starcie Obcych i Predatorów od Dark Horse Comics (teraz prawa do marki przejął Marvel) okazuje się być bardzo udane i warte polecenia każdemu miłośnikowi science fiction i horrorów, nie tylko fanom obu kosmicznych, morderczych ras.
Komentarze
Prześlij komentarz