„Punisher Kills the Marvel Universe” to jedna z
wariacji, daleka od kanonu. To tylko czysta zabawa, utrzymana w klimacie takich
dzieł, jak pięćdziesiąty zeszyt „Lobo”, gdzie tytułowy heros zabija niemal całe
uniwersum DC. Nie ma tu głębi, nie ma zaskoczeń, ale jest całkiem przyzwoita
zabawa motywami, chociaż czasem aż prosiło się o coś więcej.
W trakcie walki superbohaterów z wrogami z kosmosu,
ginie rodzina Franka. Zrozpaczony Castle z miejsca morduje Cyclopsa i kilku
innych bohaterów i wkrótce zostaje skazany na dożywocie. Z więzienia wyciąga go
stojący na czele ludzi pokrzywdzonych przez walki herosów mężczyzna i zleca
zabicie wszystkich ludzi z supermocami. Frank zaczyna masakrę...
Na pierwszy rzut oka zeszyt ten zachęca już okładką,
dając nadzieję na zabawę jaką znamy z innych bardziej rozrywkowych komiksów
Ennisa, ale jak się szybko przekonujemy, środek jest zupełnie inny. Nie graficznie,
bo wszystko tu do siebie pasuje, chociaż i na tym polu komiks nie powala – ot czysta,
prosta, typowa dla lat 90. XX wieku robota – ale fabularnie. Bo po Ennisie
spodziewamy się wiele nawet w lekkiej odsłonie a tymczasem dostajemy… Właśnie
Scenariusz niestety pasuje idealnie do szaty graficznej.
Niby nadal jest to Ennis i nie brak mu przebłysków inwencji, ale... Cóż, nie ma
w tym komiksie nic oryginalnego. Jest puszczanie oka, jest zabawa motywami, ale
brakuje siły wyrazu. Brak jakichś głębszych przemyśleń, a skoro ich nie ma,
czytelnik liczy na szaloną jazdę bez trzymanki. Ale tej szalonej jazdy tu nie
ma. Masakra jest, ale łagodna, kontrowersje nie istnieją, a całość jest
zachowawcza. Swój urok ma, fanów znajdzie, ale nikogo nie zachwyci.
Komentarze
Prześlij komentarz