„Tenki no Ko” (czy jeśli wolicie posługiwać się
rozpowszechnionym na świecie amerykańskim tytułem „Weathering with You”) to
ostatni jak na razie film Makoto Shinkaia, japońskiego mistrza operowania emocjami
i uczuciami. Co prawda nie jest to najdoskonalsze jego dzieło – poprzedni film,
czyli „Twoje imię” był lepszy fabularnie – wciąż jednak „Dziecko pogody” to
rewelacyjne, poruszające kino, od którego nie sposób się oderwać.
Fabuła, tradycyjnie dla Shinkaia, jest prosta. I tradycyjnie
dla niego, splata romantyczną opowieść z nutą fantastyki. Wszystko kręci się
wokół dwójki dzieciaków, które spotykają się na ulicach Tokio. Każde z nich
stara się radzić sobie jak może, a przełomem zdaje się być odkrycie niezwykłych
zdolności, jakimi włada dziewczyna. Ale czy okażą się one błogosławieństwem,
czy przekleństwem?
Ten film jest prosty, jak drut. Ten film ma wiele
kiczowatych scen, jak choćby naciągana akcja z finału. Ten film przypomina
wszystkie inne Shinkaia. Ale pytanie nie brzmi, czy warto go obejrzeć. W tym
miejscu raczej należałoby zapytać: I co z tego? Może i to wszystko już było,
może i bywało lepiej wykonane, może i łatwo nam przewidzieć co takiego się
wydarzy, ale kiedy oglądamy „Tenki no Ko”, wszystko to przestaje się liczyć. Widz,
jak zawsze, daje się wciągnąć, porwać. Angażuje się emocjonalnie, kibicuje bohaterom,
smuci, złości, irytuje się, zachwyca, cieszy…
… i nie może oderwać wzroku od ekranu, bo Shinkai
znów zaserwował nam kino wybitne pod względem animacji. Owszem, jego
bohaterowie są zbyt prosto skrojeni, jak na tak dopracowany świat, ale nie ma
to najmniejszego znaczenia, bo i w ich designie nie brakuje rzeczy, które
autentycznie zachwycają. Najbardziej jednak zachwyca tło. Tokio oddane w najdrobniejszych
detalach, krople deszczu lśniące na powierzchniach, poziom wody rosnący na
ulicach, listki roślin, piękno słońca przebijającego zza chmur… Jest tu
dynamika, jest piękno i brud, ale przede wszystkim jest zachwyt tym, co zrobili
animatorzy.
Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Tym, którzy
oglądali poprzednie produkcje japońskiego mistrza, nic już nie trzeba mówić. Ale
każdy, kto ceni dobre, nasycone emocjami kino, koniecznie powinien „Tenki no Ko”
poznać. Szkoda tylko, że nie mieliśmy okazji oglądać go w polskich kinach, bo nie
jest to kino do podziwiania na małym ekranie.
Komentarze
Prześlij komentarz