Nasi naukowcy szaleją coraz bardziej! Tak w skrócie
można podsumować to, co dzieje się na stronach tego tomu. Czyli jest jak
zawsze, więc jeśli polubiliście tę serię - a czy mimo pewnych mankamentów da
się ją nie lubić? – tutaj czeka na Was kolejna porcja tego, co w niej cenicie i
co sprawia, że tak dobrze się bawicie.
Oto misja, która przesądzi o losach wojny! Chrome i
jego ekipa zakradają się do Imperium Tsukasy, żeby… zbudować linię
telefoniczną! Czy to wystarczy do osiągnięcia celu? A tymczasem Senku zabiera
się za budowę… silnika parowego i pierwszego samochodu!
„Dr. Stone” wchodzi w erę silników parowych! Po
tym, jak bohaterowie obudzili się w świecie cofniętym do epoki kamienia
łupanego, a potem krok po kroku musieli na nowo odtwarzać różne osiągnięcia
ludzkości – przynajmniej na tyle, na ile pozwalały im okoliczności – teraz
dotarli do okresu silników parowych, telefonów itd., itd. Szybki postęp? I to
jak! Co stanowi pewien minus, bo nie zawsze takie tempo przekonuje, a na
dodatek nie wszystkie osiągniecia naukowe i techniczne wydają się możliwe.
Czasem zresztą bez trudu można podważyć ich zasadność – zamiast przygotowywać
telefon jako narzędzie mające pomóc im wygrać wojnę (i to jeszcze w taki
sposób!), można by zbudować coś o wiele skuteczniejszego na froncie.
Ale nie zmienia to faktu, że czytelnika opowieść ta
wciąga, potrafi zafascynować i nie pozwala się nudzić. Podstawą tej opowieści
jest historia spod szyldu „bawiąc-uczy-ucząc-bawi”, z tym, że przeniesiona na
dojrzalszy, bo skierowany do nastolatków grunt. Jak najłatwiej nauczyć czegoś
nastolatka? Chyba nikomu nie trzeba odpowiadać na to pytanie, ale dla
formalności doprecyzuję: serwując mu ciekawostki, jakich nie nauczy szkoła (jak
produkować alkohol czy ładunki wybuchowe) oraz łącząc wiedzę z erotyką. I to
wszystko tu jest, podane w sposób dynamiczny i z solidną dawką akcji.
Walki, ciekawostki, dziwne, ale intrygujące
pomysły, twardzi faceci, seksowne dziewczyny… Jest tu także ciekawa nuta
fantastyki, a także sporo uroku i słodyczy. Przede wszystkim królują jednak
ciekawostki naukowe, a także humor. Dzięki temu nauka i zabawa łączą się w
jedną interesującą całość. Prawdopodobną? Zależy, jak na to spojrzeć, bo
wszystko tu jest skondensowane do jak najbardziej dynamicznej formy. Do tego
dostajemy świetne ilustracje, budujące udany klimat i wpadające z miejsca w
oko.
Kto lubi shouneny, niech się nie waha. Kto nie
lubi, jest nadzieja, że się przekona, jeśli ma ochotę na opowieść opartą na
naukowych motywach, nawet jeśli dostosowanych do wymogów gatunkowych. „Bo „Dr.
Stone” to porcja udanej rozrywki, którą naprawdę dobrze się czyta.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz