„The Promised Neverland” właśnie dobiegło końca,
pora więc by Waneko wystartowało nową serię. wybór padł na „Pensjonat w
zaświatach”, tytuł który można porównać do wielu podobnych mu opowieści,
znanych także na polskim rynku. Ale chociaż oryginalnością rzecz nie grzeszy,
jako lektura stricte rozrywkowa dla nieco starszych odbiorców sprawdza się
całkiem nieźle.
Aoi odziedziczą po zmarłym właśnie dziadku trochę
pieniędzy na studia, parę pamiątek i… moc, dzięki której może widzieć demony. A
że i im czasem tez trzeba pomóc, dziewczyna nieraz dokarmia duchowych
przybyszów, nie mając pojęcia czym to się może dla niej skończyć. I tak oto pewnego
dnia zostaje uprowadzona przez Pana Niebiańskiej Gospody, który chce ją poślubić
w ramach spłaty długu, jaki miał jej dziadek. Nie zamierzając jednak zostawać jego
żoną, Aoi decyduje się odpracować zadłużenie nie gdzie indziej, jak tylko w Gospodzie.
Szybko jednak przekonuje się, że nie miała pojęcia, jak to wszystko może się
potoczyć…
„Pensjonat w zaświatach” to seria, która na rynku
wydawniczym zaistniała w roku 2015 jako cykl light noveli, który zresztą
ukazuje się po dziś dzień i w chwili obecnej liczy sobie jedenaście tomów. Równo
rok później na księgarskie półki trafiła też mangowa wersja tej opowieść, a po
kolejnych dwóch latach „Kakuriyo no yadomeshi”, jak brzmi oryginalny tytuł
całości, doczekał się także adaptacji anime. Ba, powstała nawet sztuka
sceniczna, ale to już warto nadmienić tak na marginesie. Skąd taki sukces tej
opowieści?
Tak do końca, nie wiem. To niezła seria, ale nie
wybitna, pod wieloma względami przypominająca inne, podobne jej dzieła („Kuroshitsuji
– mroczny kamerdyner” czy „Strażnik domu Momochi”), ale nie tak przełomowa, by
tłumaczyło to jej sukces. Myślę, że po prostu trafiła w swój czas i miejsce i
tak się potoczyło. Abstrahując jednak od tego wszystkiego, „Pensjonat w
zaświatach” to przyjemna lektura, prosta, lekka i całkiem sympatyczna. Coś dla odprężenia,
co może i nie stymuluje umysłu, ale za to pozwala się rozerwać. I chyba taka właśnie
miała być.
Z założenia to lektura dla kobiet, skierowana
zresztą do nieco starszych czytelniczek. Nie jest może szczególnie dojrzała,
ale też i nie infantylna. Akcja jest tu spokojna, postacie wyraziste, a treść
nie za poważna ani zbyt ciężka, a zarazem też i nie przesadnie lekka. Szata
graficzna? Też jest prosta, unikająca nadmiaru czerni czy efektów i
przypominająca swoim wykonaniem wiele serii, ale tak to już z tym tytułem jest,
że trochę bazuje na tym, co znamy i lubimy.
Kto więc zna i lubi takie klimaty i estetykę,
będzie zadowolony. Kto nie, cóż, nie przekona się, ale to w końcu rzecz dla
fanów i jako taka powinna być rozpatrywana. Dobrze wydana, na pewno nie
zawiedzie tych, którzy lubią mangi josei i fantastyczne klimaty.
Dziękuje wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz