Wydawanie zbiorczych tomów serii „Usagi
Yojimbo” zbliża się powoli do
końca. W opublikowanych dotychczas dziewięciu częściach zebrane zostały niemal
wszystkie wydane dotąd albumy serii, kolejne są już zapowiedziane, także ten,
zbierający dodatkowe historie. Zanim jednak ten „finał” (w cudzysłowie, bo
oczywiście cykl ten nadal się ukazuje)się pojawi, cieszmy się kolejnymi
przygodami dzielnego samuraja. Bo nawet jeśli seria ta nie jest do końca
spełniona, wciąż ma do zaoferowania całkiem sporo dobrej, konsekwentnie
prowadzonej zabawy.
Usagi, gdziekolwiek ostatnio wędruje, natyka się na
ślady działania gangu Czerwonego Skorpiona. W końcu więc nadchodzi czas
konfrontacji. Prawdziwy problem pojawi się jednak wtedy, gdy sam zostanie
posadzony o bycie jego członkiem! Od tej chwili będzie musiał walczyć o
oczyszczenie swojego imienia. A to przecież nie koniec. Opętana Kitsune znów ma
kłopoty i tylko nasz uszaty samuraj może jej pomóc! Co ważniejsze, stanie przed
najcięższym wyzwaniem w swojej karierze, kiedy wpadnie na trop zabójcy swojego
pana!
Wielokrotnie pisałem, że „Usagi Yojimbo” to dobra
seria, ale nie mogąca równać się z podobnymi jej tematem mangami. Dlaczego
zatem jest darzona takim kultem? Dlaczego zdobyła tyle nagród i tak wielkie
uznanie? Podstawowym powodem jest to, że mamy tu do czynienia nie z mangą, a
serią amerykańską, a zatem rzeczą z perspektywy typowego czytelnika z USA nowatorską.
Kiedy cykl ten powstawał, w Stanach japońskie komiksy nie były ani szczególnie
rozpowszechnione, ani nie stawały się wielkimi hitami. Boom na mangę i anime,
który ogarnąć miał świat, był dopiero przed wszystkimi. Sakai, ze swoją mało
opatrzoną na Zachodzie estetyką stał się powiewem świeżości. Teraz, z perspektywy
czasu, a także z prostej przyczyny, że jestem fanem m&a, nie odbieram serii
tak, jak odbierali ją przed laty Amerykanie. Ale nadal ją cenię.
To, co u Sakaiego jest szczególnie godne podziwu,
to imponująca konsekwencja. Tworząc swój komiks od postaw, pisząc go, rysując,
nawet wpisując teksty i opracowując często kolorowe okładki, od dekad niespiesznie
snuje swoją opowieść, robiąc to w naprawdę dobrym stylu. Akcja nie pędzi tu na
złamanie karku, ważne wątki potrafią być rozwijane po kilku tomach przerwy, a postacie
powracać po jeszcze dłuższym czasie. A jednak od początku do końca rzecz zachowuje
swój charakter i klimat, a co ważniejsze poziom. Przygody Usagiego pełne są…
hmm… przygód właśnie, ale nie brakuje w nich fantastyki, romansu czy nawet
horroru. To, co jednak najlepsze, to odnoszenie się do azjatyckich legend i ciekawostek
historycznych, które potrafią zdominować czy nawet przyćmić cała resztę. Poza tym
czyta się to z przyjemnością, może nie zachwytem, jakie można by oczekiwać, ale
na pewno z satysfakcją i zadowoleniem, że zanurzyło się w ten sympatycznie
spokojny, mimo trupów, wielkich wydarzeń i równie wielkich niebezpieczeństw świat.
Świat prosto, ale bardzo przyjemnie dla oka zilustrowany i wypełniony zapadającymi w pamięć postaciami. Wiele opowieści czytać można bez znajomości reszty, całość jednak największe wrażenie robi jako wielka saga, która jest z nami od lat i tylu tomów. Warto ją więc poznać i przekonać się, co Sakai ma nam do powiedzenia.
Komentarze
Prześlij komentarz