Dzieło życia Charlesa Burnsa powraca po raz kolejny
na polski rynek! Dwunastoczęściowe opus magnum jednego z najoryginalniejszych i
najlepszych twórców komiksowych doczekało się właśnie wznawiania. I dobrze, bo
to komiks tak wspaniały, jak dziwny. Połączenie freudowskiej psychoanalizy z
horrorem i portretem społeczeństwa amerykańskiego lat 70. ubiegłego wieku.
Dzieło kultowe, porażające i niesamowite graficznie. Czyli kolejne z tych,
jakie każdy miłośnik powieści graficznych powinien nie tylko znać, ale i mieć
na swojej półce.
Połowa lat 70. XX wieku. Wśród młodzieży licealnej
szerzy się przenoszony drogą płciową wirus. Franca jak go nazywają. Nie jest to
choroba weneryczna jednak. Zmiany, jakie wywołuje są zmianami fizycznymi,
różnymi w przypadku różnych ludzi. Czasem niemal niezauważalne, czasem wyraźne,
niby piętno. Jak spełnienie koszmaru paranoika bojącego się mutacji, ciała
młodych ludzi ulegają przemianom – z dziewczyny schodzi skóra, niby zrzucana
wylinka, chłopakowi wyrastają usta na szyi, kolejnej dziewczynie błona między
palcami. Wśród chętnych do imprez, narkotyków i seksu nastolatków, Franca
szerzy się niebezpiecznie. Do czego to wszystko doprowadzi? I czym tak naprawdę
jest ta dziwna choroba?
To ostatnie pytanie równie dobrze można by
skierować do całego komiksu. Czym on właściwie jest? A może bardziej: o czym?
Brzmi jak horror, operowanie czernią i pewna specyfika rysunków przywodzi na
myśl pulpowe korzenie, a jednak poruszane tematy i zawarte treści dalekie są od
takich uogólnień. Co najbardziej rzuca się w oczy to iście Freudowska treść.
Symbolika (rany, otwory, rozcięcia etc. przybierają tu waginalne kształty) jak
z psychoanalizy i interpretacji snów, zahaczenie o vagina dentata i
kompleks kastracyjny, splata się tu z wywodem Stephena Kinga o konserwatywnej
naturze horrorów i horrorami wenerycznymi wczesnego Cronenberga z nutą backwood
slasherów nawet. Na głębszym polu spotykają się jednak portret ciężkiego życia
dojrzewającego człowieka, okrucieństwa szkoły średniej, z obrazem społeczeństwa
amerykańskiego lat 70, pełnego narkotyków, wyzwolenia, wolnej miłości i
rozkwitu chorób przenoszonych drogą płciową.
Rozliczenie to? Przestroga? Skarga czy sentymentalne spojrzenie na ciężkie, choć jednak nostalgiczne czasy? Sięgnijcie i wyróbcie własne zdanie. Zapewniam, jest po co. „Black Hole” to solidny (ponad 350 stronicowy), ambitny projekt wymykający się konkretnym szufladkom. Mądry, angażujący i myśli, i emocje, znakomicie przy tym zilustrowany w mroczny, prosty dość, a jednak perfekcyjny sposób udowadniający wielkość i artyzm Burnsa. Nie przypadkiem nagrodzony m.in. Harvey Award. Nic tylko sięgnąć i delektować się, jeśli ceni się poważne komiksy niosące o wiele więcej, niż tylko rozrywkę. Polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz