„Kingdom Come – Przyjdź królestwo” to chyba
najlepszy komiks, jaki wyszedł spod ręki Waida, scenarzysty którego trudno
nazwać geniuszem. Zazwyczaj jego prace są przeciętną powtórką z rozrywki, tym
jednak razem stworzył mocne, dojrzałe dzieło, które na stałe zapisało się
złotymi zgłoskami w dziejach komiksu nie tylko superbohaterskiego. Dobrze więc,
że całość wróciła właśnie na polski rynek.
Przyszłość. Starzy bohaterowie się wycofali, a nowe
pokolenie bezmyślnie walczy między sobą. Nie ważni są ludzie, nie ważni
wrogowie, liczą się tylko walki pod publiczkę. Żeby było głośno i wybuchowo.
Superman uciekł na odludzie, Batman stworzył roboty do walki ze zbrodnią w
Gotham, jednak to tylko echa dawnej świetności i bohaterstwa. A coś jest nie
tak. Zbliża się koniec świata i tylko tajemniczy Spectre i Norman McKay, pastor
obdarzony wizjami przyszłości, są tego świadomi, a jedyne co mogą, to
obserwować wszystko...
Kultowy i wielki komiks. Pojawia się w każdym
zestawieniu dzieł wszech czasów, w tym na słynnej liście „Wizarda”, na którą
często się powołuję. I muszę przyznać, że choć z początku antyutopijny
scenariusz nieco mnie zawiódł, ostatecznie albumem jestem zauroczony. I to
jeszcze jak, choć łatwo było by dzieło to przepadło przygniecione przerostem
formy, nad treścią.
Scenariusz, że od niego zacznę, to odważna i
kontrowersyjna poniekąd robota, mająca na celu odświeżenie herosów. Udana, choć
patos finalnych scen bywa zbyt mdły i nie do końca spełniony. Tak, jak wiele
rozwleczonych scen na początku. To jednak tylko drobiazgi, bo „Kingdom Come”
jako całość robi wielkie wrażenie, tym mocniejsze, że to rzecz realistyczna,
politycznie i społecznie zaangażowana i de-konstruująca superbohaterkie mity. A wszystko
to wplecione ważką i całkiem oryginalną – mocno potem kopiowaną chociażby przez
Marka Millara – fabułę, która wciąga i gwarantuje, że nie zawiodą się także ci,
oczekujący typowego superhero.
Nie ma się co jednak oszukiwać, że i tak to rysunki
Rossa stanowią prawdziwą siłę tego ponad dwustutronicowego albumu.
Hiperrealistyczne, ręcznie malowane, wyglądają jak zdjęcia. Zachwycają,
porażają, urzekają – rozmachem, fotorealizmem, pięknem, epickością... Cudo, po
prostu cudo, do którego chce się wracać raz po raz, nawet jeśli znacie setki,
tysiące komiksów traktujących o herosach walczących ze złem.
Dobrze więc, że „Przyjdź królestwo” powróciło na polski rynek. To opowieść, którą trzeba znać. a po wszystkim pozostaje mieć nadzieję, że Egmont porwie się na wznowienie innych tego typu komiksów, jak chociażby „Marvels”. Byłoby na co czekać.
Komentarze
Prześlij komentarz