Nowy tom „Monstressy” właśnie pojawił się na rynku.
Jeśli nie czytaliście poprzednich części, zaczynać opowieści w tym miejscu nie
ma sensu. Ale jeśli jesteście fanami, powiedzieć mogę Wam tylko jedno: czeka tu
na Was dokładnie jeszcze jedna porcja tego samego. Co to oznacza? Nie najgorzej
napisaną, ale absolutnie świetnie zilustrowaną historię fantasy.
Wojna między Federacją a Arcanics zbliża się
niebezpiecznie wielkimi krokami i nic nie zdoła jej chyba zatrzymać. Na Maikę
czeka więc czas decyzji, które zaważą na przyszłych losach jej i jej
przyjaciół. Na co się zdecyduje? I co z tego wyniknie?
„Monstressa” to jeszcze jedna seria na amerykańskim
rynku, która mocno czerpie z mangowej estetyki, stylistyki i tym podobnych elementów.
Na tym polu pod wieloma względami przypomina „Usagiego Yojimbo”. Co prawda w odróżnieniu
od niego nie tylko jest bardziej realistyczna, skierowana do dojrzalszego
czytelnika i oferuje w pełni kolorową szatę graficzną, niemniej oba tytuły stanowią
przeniesienie azjatyckich wzorców na amerykański grunt. A przy okazji obie nie dorównują
prawdziwym, podobnym im komiksom z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Fabularnie „Monstressa” to dość prosta opowieść
fantasy. Mamy bohaterów, niezwykły świat, popisy wyobraźni, akcję, wojenną
zawieruchę, quest… Długo można by wymieniać, ale każdy to zna. I każdy zna też
wiele dzieł, które treścią są lepsze od przygód naszej bohaterki. Bo to po
prostu stricte rozrywkowa opowieść, nie ma tu większej głębi, nie ma też czegoś
nowatorskiego. Mamy za to konsekwentnie snutą historię, którą czyta się nieźle.
Czytelnik nie przeżywa zachwytów, postacie nie są zbyt złożone czy głębokie,
ale za to nie ma też nudy.
Prawdziwą siłą cyklu pozostają jednak doskonałe
ilustracje. Kreska z jednej strony jest dość uproszczona, ale pozostaje realistyczna,
bogata w detale i dopracowana. Świetnie dobrany kolor, balansujący na krawędzi
klasyki i współczesności, pomaga budować wyśmienity klimat, a czasem podkreśla
dynamikę opowieści. I właśnie ta strona graficzna sprawia, że po „Monstressę”
warto jest sięgnąć, nawet jeśli treść miałaby nie powalić nas na kolana.
Kto zatem lubi fantasy, niech sięgnie bez wahania. To
niezła seria, typowa, ale chyba właśnie tego miłośnicy gatunku oczekują. A że „Monstressa”
naprawdę wyróżnia się oprawą graficzną – i to in plus – warto zwrócić na nią
uwagę.
Komentarze
Prześlij komentarz