Wojny Nieskończoności – Gerry Duggan, Michael Allred, Mike Deodato Jr., Mike Hawthorne, Aaron Kuder, Mark Bagley
W końcu jest! Po trwającym trzy tomy „Strażników
Galaktyki” i albumie „Wojny Nieskończoności: Odliczanie” wprowadzeniu, na rynku
pojawił się wreszcie event „Wojny Nieskończoności”. Jak wskazuje tytuł, to
kolejna z długiej tradycji opowieść o Kamieniach Nieskończoności. Czy lepsza od
poprzednich? Nie, ale nadal atrakcyjna dla miłośników tego schematu i oferująca
całkiem sporą porcję widowiskowej rozrywki.
Kamienie Nieskończoności nigdy nie znaczą nic
dobrego. Czasem służyły słusznej sprawie, jak wtedy, gdy ocaliły świat przy
zagładzie zgotowanej nam przez inkursje, ale kiedy tylko wpadały w niewłaściwie
ręce, dochodziło do tragedii – m.in. wymazania połowy życia we wszechświecie. Teraz
trafiają na Ziemie, a co za tym idzie sprowadzają na nią wojnę. Gdy
superbohaterowie razem ze Strażnikami Galaktyki walczą o Kamienie, pojawia się
potężna Requiem. Kim ona jest? Czy wszechświat uda się ocalić? I jakie będą
tego wszystkiego konsekwencje?
Historia Kamieni Nieskończoności sięga roku 1972,
kiedy to pojawiły się pierwsze z nich. Do roku 1977 pojawiło się ich sześć, a w
1990 zaczęła się wielka saga o nich, rozpoczęta w „The Thanos Quest” a
rozwinięta w „Rękawicy Nieskończoności”. Potem opowieści o nich powracały, co
jakiś czas, a nawet doczekały się wydawanej w latach 1992-1995 serii „Warlock
and the Infinity Watch” poświęconej ich strażnikom i uwiecznienia w kinowych
hitach Marvela. Wiele opowieści z nich mogliśmy czytać na polskim rynku,
zarówno klasyczną trylogię, jak i współczesne dzieła, a teraz nadszedł czas na
kolejne odświeżenie klasyki.
Jakim eventem są „Wojny Nieskończoności”? Cóż, nie
tak dobrym, jak te już nam znane, ale nadal całkiem niezłym. Mamy tu dużo
akcji, szybkie tempo, lekką treść, nieco niewyszukanego humoru. Ot epicka
opowieść o kosmicznie bitwie, coś w sam raz do zekranizowania, jako widowiskowy
hit, przepełniony efektami specjalnymi i gwiazdorską obsadą. Mamy tu wiele
znanych postaci, spektakularne sceny, popisy wyobraźni. Owszem, to wszystko już
było, niemniej nadal sprawdza się całkiem nieźle, chociaż znany z „Deadpoola”
Duggan nie należy do najwybitniejszych scenarzystów.
Jeśli chodzi o ilustracje, album wypada lepiej, niż
„Wojny Nieskończoności: Odliczanie”. Najlepiej wypadają tu prace Deadatto i
Bagleya, ale jako całość komiks też prezentuje się dobrze. Poza tym mamy
solidną ilość stron (332, a dodając do tego wydany w tym samym czasie tom
wprowadzający w wydarzenia, liczący 264 strony, w ręce czytelników trafia
całkiem epicki event) i fakt, że w poza główną opowieścią, mamy także nieco
pobocznych zeszytów.
Reasumując, niezła rzecz dla miłośników kosmicznych eventów Marvela. Szybka i prosta, mająca swój urok, wtórna, ale sympatyczna. I stanowi całkiem udany pomost miedzy „Marvel Now 2.0”, a „Marvel Fresh”.
Komentarze
Prześlij komentarz