Dredge (PC)

DRESZCZ NA MORZU

 

Jakoś tak ostatnio wzięło mnie na pogranie w coś od Team 17. Ale w co? Pogmerałem po listach najlepszych ich gierek, poszukałem i wszędzie pojawiał się „Dredge” (wiem, wiem, robiło go niedoświadczone studio Black Salt Games, ale to Siedemnastki wypuściły, więc…). Czyli pewnie warto. Na dodatek to horror, a mamy październik, Halloween za pasem. Pogmerałem na cyfrowych półkach, bo coś mi świtało, że gdzieś tam gierkę mam, znalazła się, zagrałem i… Niepozorna, ale wciągająca, baśniowo-horrorowa, z grafiką, którą podejść mi nie powinna, a jednak podeszła, wciąga i dostarcza masę frajdy, mając w sobie to coś. RPG, krótki, z fajną fabułą, którą serio chce się odrywać.

 

Pewnemu rybakowi nie poszło tak, jak to sobie wymarzył. Płynął na Greater Marrow, gdzie szukano pracownika, doszło do katastrofy, ale dotarł na wyspę, dostał swoją szansę i teraz pracuje. Łowi ryby, by przysłużyć się społeczności i przy okazji spłacić kuter, dostaje też kolejne zadania dostaw czy wyławiania różnych ich drobiazgów. Ale coś tu jest nie tak, coś się nie zgadza, to miejsce ma swoje tajemnice, a nocami lepiej nie wypływać na otwarte wody, bo coś patrzy, coś obserwuje i czai się…

 

„Dredge” powstało z inspiracji dwoma gierkami: „Papers, Please” i „Frostpunk”. W żadną nie grałem, (tak, tak, we „Frostpunk” powinienem i mam, czeka, ale jeszcze sobie poczeka, może zimą zainstaluję, może kiedyś) więc się nie wypowiem, ale wiem, że mi ta giereczka dała sporo frajdy. Rozgrywka prosta: masz łódź, pływasz nią, łowisz ryby, przywozisz, sprzedajesz. Jak za długo jesteś na wodzie, rybka zaczyna nie być pierwszej świeżości, więc i robi się problem – nie wrócisz do portu przed wieczorem, nie zarobisz, bo ci zgnije i zacuchnie. Poza tym są tu zamówienie specjalne na konkretne ryby, a wiadomo, niektóre są na normalnej wodzie, inne na płyciźnie, to znów na ocenie, a do połowu na różnych obszarach potrzeba różnych typów wędek. Więc zarabiasz, ulepszasz swój kuter (przemalować etc. też możesz), w końcu zaczynasz robić inne zadania, bo czasem znajdziesz jakieś szczątki, trochę drewna, to jakaś pamiątka, którą ktoś zechce zdobyć… Zadań z takimi rzeczami jest więcej, kryje się w nich historia, a spotkania z kolejnymi ludźmi nie tylko popychają akcję do przodu i oferują nam nowe zadania, ale i sprawiają, że robi się coraz dziwniej i dziwniej.

 

No ale najdziwniej jest nocą. Wiadomo, o to tu chodzi, od początku jesteśmy ciekawi jak to po zmroku będzie, ale grając na początek przez pierwszy tydzień skupiłem się na nabiciu kasy, spłaceniu kutra i załatwieniu wszystkich usprawnień, jakie się na tym etapie załatwić dało. A potem noc mnie zastała, jak wracałem do portu i powiem, że fajnie się zrobiło. Mrok, mgła, pojawiające się znikąd skały, oczy obserwujące mnie ze wszystkich stron, niezidentyfikowane bestyje pływające tu i tam, coś, co wkradło mi się na pokład, a tu jeszcze zmęczenie dawało się we znaki. Fajnie to wypadło. Fajnie. Ale nocą w gierce uważać trzeba, a ta zapada szybko, bo czas, kiedy pływamy, zapierdziela jak szalony. No ale też jaka byłaby frajda z unikania nocy, czego zresztą zrobić się chyba nie da (mapka spora, a żeby wygrać, trzeba nie siedzieć w miejscu), kiedy gra się w horror?

 

Sterownie proste, grafika prosta, ale grywalność świetna. Niby taki indykowy pizdryk, który niewiele zajmuje miejsca (600 coś mega do pobrania), a jednak wszedł mi lepiej niż niejedna gra AAA. Ot niewymagająca, ale urocza gierka, która swoje uznanie zyskała (zwyciężczyni choćby IGN Awards 2023, nominowana nawet do nagród Hugo i Nebula). I jedna z lepszych, korzystających z lovecraftowskiej mitologii.

Komentarze