Gigant Poleca #264: Powrót do mikroświata - Sergio Cabella, Giampaolo Soldati, Bruno Enna, Giada Perissinotto, Giorgio Fontana, Emmanuele Baccinelli, Niccolò Testi, Marco Mazzarello, Matteo Venerus, Marco Palazzi, Pier Giuseppe Giunta, Francesco Guerrini, Tea Orsi, Antonello Dalena, Valentina Camerini, Ottavio Panaro, Marco Bosco, Blasco Pisapia, Matteo Venerus, Cristian Canfailla, Steve Behling, Riccardo Secchi

FANTASTYCZNE KACZKI I MYSZY

 

Kolejny tom „Giganta” i kolejny komiks ze świata Marvela w środku. Ale chyba to już dla wydawcy żadna atrakcja – tym bardziej, że ogłosił zbiorczy tom z takimi historiami – bo ani to reklamowane, ani na okładce, ani nawet przykładowe strony nie zawierają fragmentów tego dzieła. No ale ja nadal kupuję głównie dla tych zeszytów, chociaż nie powiem, jest tu trochę materiału wartego uwagi, choć to, wiadomo, „Gigant”, jak „Gigant”, czyli lekkie, proste i całkiem przyjemne komiksy z Kaczkami i Myszami dla całej rodziny.

 

W głównej historii czeka nas powrót do mikroświata. W finałowej poznajemy jak to Miki, Donald, Minnie i Goofy podczas wyprawy do wesołego miasteczka zyskali supermoce i zostali Fantastyczną Czwórką. Pomiędzy czekają nas zarówno kolejne śledztwo Mikiego, nowa akcja Superkwęka i wiele, wiele więcej, z miłosnymi uniesieniami włącznie!

 

„Gigant” to rzecz, do której mam spory sentyment – spory, ale nie największy. Z Kaczkami i Myszami to przede wszystkim „Kaczor Donald”, którego kolejne numery zbierałem w wieku, w którym już dawno powinienem był z serii wyrosnąć. To samo w zasadzie tyczy się „Gigantów”, które zacząłem zbierać w 1997 roku, gdy Egmont powrócił do zarzuconej kilka lat wcześniej idei 250-stronicowych tomów, mniejszych formatem, ale w bardzo dobrej cenie oferujących same komiksy, choć to już trwało krócej, bo i priorytety inne się pojawiły, i życie to i owo zweryfikowało. Ale i tak swego czasu to było coś – dużo czytania, fajne historie, gatunkowa różnorodność większa, niż w „KD”. Nie było tam perełek na miarę tego, co w „Donaldach” (Barks, Rosa, Van Horn, Rota, Vicar), niemniej zawodu też nie. I dlatego, jeśli dany numer ma coś fajnego do zaoferowania, coś, co trafia w mój gust, kupuję.

 


Tu mamy tę wspomnianą marvelowską wariację plus solidną dawkę familijnych komiksów. A te, choć z założenia skierowane do dzieci, zawsze trzymają niezły poziom, bawiąc i ucząc. Są tu smaczki, są puszczania oka, które wyłapią starsi, a przy okazji jakość wykonania tych historii jest na tyle przyzwoita, by nie tylko najmłodsi dobrze sia bawili. Bo nawet jeśli założenie jest takie, by były to pouczające, proste i zabawne historyjki, nie obrażają one inteligencji także dorosłych czytelników, a w tym tomie mamy sympatyczny ciąg dalszy opowieści „W mikroświecie”, przypominającej „Kochanie zmniejszyłem dzieciaki”, mamy przygody Klarabelli, za którą może jakoś nie przepadam, ale jednak rzadko jest na pierwszym planie, mamy… no sporo mamy, zobaczycie sami.

 


Przede wszystkim mamy dużo przygód, dużo lekkości, dużo humoru… Wszystko to składa się na proste, ale sympatyczne opowieści, gdzie zdarzyć może się wszystko. A owo wszystko przeżywają sympatyczne postacie, osadzone w sympatycznym świecie – a właściwie światach – i nawet jeśli każdy twórca, a jest ich tu dużo, ma inne podejście, a coś takiego, jak spójność uniwersum tu nie istnieje, zabawa jest miła. A ten marvelowski komiks fajnie bawi się oboma uniwersami, coraz mocniej odchodząc od pierwowzorów na rzecz disnejowskiego podejścia i to fajnie wypada. I o to chodzi. A i warto docenić, że tu te Marvele mamy szybko, niemal na bieżąco, chociaż inne serie od wydawcy, a jest ich sporo, wychodzą z kilkuletnim opóźnieniem.

Komentarze