Jedenasty tomik „Neon Genesis Evangelion” to
miejsce, w którym opowieść dociera do punktu, gdzie anime zaczęło łączyć się z
filmem „End of Evangelion”. Jak więc widać, w tym momencie wkraczamy w
wydarzenia, które będą z nami obecne aż do wielkiego finału. Wydarzenia
skupione na niekończącej się akcji i szaleństwie, które jednocześnie zamykają
większość wątków i odpowiadają na najważniejsze pytania.
Zbliża się ostateczne starcie! Po ostatnich wydarzeniach
wszystko się zmieniło. Misato zanurza się w rozmyślaniach nad wszystkim, czego
się dowiedziała, tymczasem Asuka przebywa w stanie katatonii i najwyraźniej nic
nie jest w stanie ocalić jej psychiki. Jednocześnie Kaworu stara się zrozumieć
relacje łączące jego i Shinjiego. Od tego, czy ten choć trochę go lubi, będzie
zależało bardzo wiele. Oto bowiem nadchodzi czas wcielenia w życie planu Seele.
Kaworu, który jest jego kluczowym elementem, zaczyna szturm na Central Dogmę.
Gdy wychodzi na jaw prawda o nim, nic już nie jest takie, jak dawniej. Jakie
decyzje podejmie Shinji? I czy ta walka naprawdę będzie ostatnią? A tymczasem
Gendo zaczyna realizować własny plan i łączy się z embrionem Adama…
Od tego tomu „NGE” zmienia się w jedną niekończącą
się akcje, która dla większości bohaterów nie skończy się dobrze. Widać to
jasno w samym finale, który jest jednocześnie początkiem akcji, jaką znany z
filmu „End of Evangelion”. Zabawa jest wiec przednia, dynamiczna i zachwycająca
na każdym kroku.
Szata graficzna, która dopełnia wizji staje się tu
jeszcze bardziej dopracowana. Zniknęły niedociągnięcia i niechlujności, a
całość bardziej imponuje rozmachem, operowaniem światłocieniem, klimatem,
dynamiką, realizmem... Pisałem to już, ale powtórzę: w mangach na podstawie
animacji kreska zawsze jest nieco grubsza, kadry większe, a całość uproszczona,
ale w tym wypadku, chociaż tak właśnie zaczynała się ta seria, z czasem
Sadamoto zadbał o to, by wypracować jak najdoskonalszy styl, wierny temu, co
było w pierwszych rozdziałach, a jednocześnie bardziej dopracowany i lepiej
oddający wszystko, co oddane być powinno.
W skrócie, warto. Jak zawsze. Ale chyba tego nie
muszę nawet pisać, prawda? „NGE” to wciąż nie tylko bodajże najlepsza manga,
jak powstała na podstawie anime, ale też i jedna z najlepszych w ogóle. Pełna
akcji, świetnego klimatu, symboliki i elementów skłaniających do zastanowienia,
wciąga, porusza i satysfakcjonuje. I taka właśnie powinna być dobra rozrywka
dla myślących miłośników fantastyki.
Komentarze
Prześlij komentarz