Kaczogród Carla Barksa: Deszcz pieniędzy i inne historie z lat 1951-1952 - Carl Barks

KOLEJNE KACZE PRZYGODY

 

Zdawałoby się, że w dotychczas wydanych tomach „Kaczogrodu” znalazły się wszystkie najważniejsze opowieści Carla Barksa. Bo przecież dostaliśmy debiut Sknerusa, do tego mogliśmy czytać jego najsłynniejsze i najlepsze dzieła, które inspirowały kolejne pokolenia twórców, włącznie ze Stevenem Spielbergiem. Czy zostało coś jeszcze naprawdę ważnego? Tak, całkiem sporo i te właśnie rzeczy znajdziecie w niniejszym albumie, który jak zawsze jest rewelacyjny i serwuje niezapomnianą rozrywkę dla całej rodziny.

 

Zanim przejdę do szczegółów, które sprawiają, że tom ten jest tak istotny w dorobku Barksa, przyjrzyjmy się nieco treści. Co czeka tym razem na nasze kaczki? Donald i siostrzeńcy zostają przeniesieni w czasie do Kalifornii przeszłości. Do tego cały majątek Sknerusa zostanie porwany przez wiatr i rozrzucony po świecie! A do tego – w sam raz na wakacje – czeka nas awantura o basen! Mało? A zatem wraz ze skautami wyruszymy na wyprawę przez góry, Donald będzie musiał zmierzyć się z Braćmi Be, a do tego na bohaterów czeka walka z wielkim wężem morskim. A to przecież nie koniec.

 

Wracając do tematu, co jest zatem tak istotnego w tym tomie? Bo po opisie treści wyraźnie widać, że dostajemy tutaj po prostu kolejną porcję tego, co zawsze. I tak po części jest, ale mamy tu historie, które dały początek wielu postaciom i wątkom. Bo to właśnie w zebranych tutaj historiach debiutują Młodzi Skauci i Bracia Be. Do tego wiele z tych historii jest uważanych za najlepsze dokonania Barksa, a znając poziom jego prac, możecie spodziewać się prawdziwej uczty.

 


Poza tym cała reszta to po prostu kawał wyśmienitego komiksu familijnego, w którym nie ma miejsca na nudę. Ale zanurzając się w lekturze czytelnik odkrywa, że oprócz ciekawych przygód, szybkiej akcji, niezłego klimatu i żartów autentycznie poprawiających humor, jest tu coś więcej. Dydaktyzm? Pointa? Przesłanie? Tak, ale nie dziecinne, nie infantylne i bynajmniej nie nachalne. Na dodatek pokazane w taki sposób, że inaczej odczytają je dzieci, a inaczej dorośli. A wszystko to osadzone w interesujących i inteligentnych fabułach i wykonane tak, że nie sposób nie dać się zachwycić. Tym bardziej na tle wydawanych w tamtych czasach komiksów, którym brak było tak dojrzałego wykonania, choć przecież mamy tu do czynienia z historiami dla dzieci.

 


Nie przypadkiem więc komiksy pisane i rysowane przez Barksa nie przypadkiem stały się więc absolutną klasyką i inspiracją dla rzeszy innych twórców i jednym z kulturowych fenomenów. Świetnie napisane i tak samo zilustrowane, warte są polecenia każdemu, niezależnie od wieku – te historie kupią każdego, a przy okazji znajdziecie w nich masę drobiazgów, które przeszły do historii.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze