Pierwszy sezon „American Horror Story” był udaną,
ale nie do końca spełnioną opowieścią. Nikt więc nie spodziewał się, że drugi
okaże się lepszy, a jednak. „AHS: Asylum”, bo o nim mowa, to iście rewelacyjna
produkcja, której twórcy poszli po rozum do głowy i zamiast serwować klasyczną
historię o przybytku dla psychicznie chorych, gdzie trwają dziwne eksperymenty,
oferuje nam postmodernistyczną zabawę, w której temat ten spotyka się z rasowym
survival horrorem, fantastyką o kosmitach i współczesną opowieścią o seryjnym
mordercy.
Akcja toczy się na dwóch polach czasowych. W 1964
śledzimy losy pacjentów szpitala psychiatrycznego Briarcliff Manor, gdzie
trafia mężczyzna podejrzany o bycie seryjnym mordercą znanym jako Krwawa Twarz.
Jednocześnie zjawia się tu dziennikarka, chcąca ukazać co naprawdę dzieje się w
tym miejscu. A dzieje się wiele. Dziwne eksperymenty to jedynie część prawdy o
tym miejscu. miejscu, z którego nikt z pacjentów może nie ujść z życiem…
W czasach współczesnych młodzi ludzie odwiedzają
opuszczony szpital, by dowiedzieć się, co się tam działo. Wszystko jednak
wskazuje na to, że Krwawa Twarz wciąż może żyć i działać. Kto jednak nim jest?
I co przed laty wydarzyło się w tym miejscu?
„Asylum” to iście szalone połączenie motywów, które
na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Szpital psychiatryczny, seryjny
morderca (inspirowany autentyczną postacią), opętania, jakieś eksperymenty,
mutanci, kosmici… Tu „Omen” spotyka się z „Milczeniem owiec” i „Piątkiem
trzynastego” i razem idą zabawić się z „Lotem nad kukułczym gniazdem”,
niezliczoną ilością filmów o kosmitach i autentycznymi wydarzeniami. Tak
najprościej można podsumować to, co dzieje się na ekranie. Chaos? Jeśli tak, to
kontrolowany, bo wszystko tu do siebie pasuje, wszystko uzupełnia się wzajemnie
i ostatecznie okazuje się bardzo satysfakcjonujące.
I o wiele bardziej spójne, niż można by sądzić, a
nade wszystko umotywowane. Bo kiedy w USA odnotowywano największą ilość
zgłoszeń o uprowadzeniach przez kosmitów, jak nie w latach 60. XX wieku? Kiedy
robiono takie eksperymenty medyczne? To tylko dwa przykłady, jak intensywnie
twórcy wniknęli nie tylko w popkulturę, ale przede wszystkim historię. W
konsekwencji powstaje osobliwa, ale jakże fascynująca mieszanka gatunkowa, w
której klasyczny thriller o seryjnym mordercy łączący się ze slasherem i gore,
egzystuje na jednej płaszczyźnie z nadnaturalnym horrorem i fantastyką naukową
z pogranicza horroru SF.
A wszystko to, jak zwykle świetnie zagrane (poza
Sarah Paulson, która każdą rolę w serialu odgrywa w identyczny sposób, co
stanie się strasznie widoczne w ósmym sezonie), klimatyczne, zaskakujące i urzekające.
Nie jest to może serial dla wszystkich, ale każdy miłośnik horrorów i
thrillerów będzie bardzo, bardzo zadowolony. A że to jeszcze nie najlepsze, co
„American Horror Story” ma do zaoferowania, jest na co czekać.
Komentarze
Prześlij komentarz