Atelier spiczastych kapeluszy #8 - Kamome Shirahama

MAGICZNY FESTYN

 

„Atelier spiczastych kapeluszy” to seria, która z miejsca kupiła serca czytelników i zachwyciła ich na wielu polach. I chociaż nie jest serią idealną, zachwyca nadal, z tomu na tom coraz bardziej wciągając w swój niesamowity świat i przygody. A przede wszystkim jak genialną oferuje szatę graficzną!

 

Koko i jej przyjaciółki powracają wreszcie do atelier. Jednak czy po wydarzeniach w Wielkim Audytorium będą miały trochę spokoju? Nic bardziej mylnego, bo oto Tartar chce ich pomocy w prowadzeniu stosika podczas Festynu Srebrnej Nocy. A jest to nie lada okazja, bo na święto to zjawią się czarodzieje z całego świata! Jak potoczy się Festyn? I co czeka na nim naszych bohaterów?

 

Lubić fantasy i nie lubić „Atelier spiczastych kapeluszy”? Tak się chyba nie da. Co prawda różne są odmiany tej gałęzi fantastyki, a manga Kamome Shirahamy reprezentuje konkretny jej odłam, ale nie zmienia to faktu, że świetne wykonanie gwarantuje tak doskonałą rozrywkę, że czytelnik zapomina o swoich preferencjach gatunkowych i po prostu pozwala mandze, a zatem i autorce, dać się porwać i świetnie bawić.

 

W porządku, ale z jaką fantastyką konkretnie mamy tu do czynienia? Powiedziałbym, że młodzieżową, ale dojrzałą, łagodną, bo pozbawioną i nadmiernej przemocy, i lejącej się krwi i erotyki także, a zarazem znakomicie poprowadzonej, ze świetną, ale niespieszną akcją, dobrymi pomysłami i postaciami, których nie sposób nie lubić. Wszystko tu jest lekkie i zwiewne, proste, delikatne wręcz, a jednak oferuje udany klimat rodem z europejskich (także jeśli chodzi o realia) opowieści fantasy i magii, smokach i młodych osobach szkolących się w magicznym fachu.

 


Ale nawet jeśli treść nie jest dla Was, bo na pewno znajdą się i tacy czytelnicy, ilustracje, jakie czekają na odbiorców w „Atelier spiczastych kapeluszy” są absolutnie rewelacyjne. Na pierwszy rzut oka autorka serwuje nam dość proste prace, pozbawione nadmiaru czerni i rastrów, ale to tylko pozory. Kiedy ogląda się tą mangę, trudno nie zachwycić się kunsztem ilustratorki. Dużo tu realizmu, dużo detali i dynamiki, a przede wszystkim poraża nas ogrom wyobraźni. Świat jest przekonujący i rzeczywisty, postacie i ich mimika znakomicie oddają ich charaktery i uczucia, a do tego nie brak przecież popisów fantazyjnych pomysłów autorki, z takim talentem przelewanych na papier.

 


Reasumując, naprawdę warto. Może i „Atelier spiczastych kapeluszy” nie przełamuje schematu typowego dla opowieści fantasy, jednak nie tylko idealnie się weń wpasowuje, ale i po mistrzowsku wykorzystuje. Dlatego spośród wydawanych na polskim rynku mang – i ogólnie serii fantasty – ta jest jedną z najlepszych.

 

Mangę kupicie tutaj:





Komentarze