Spodziewałem się, że nowy odcinek „Dragon Balla
Super” będzie jedynie jeszcze jednym epizodem wypełnionym po brzegi walką. I
tak oczywiście jest – to w końcu shounenowy bitewniak! – jednak Akira Toriyama
postanowił dorzucić coś więcej. Wyszła z tego naprawdę udana, a przy okazji
zaskakująca rozrywka, która po raz kolejny potwierdziła, że „Smocze kule” nie
straciły swej mocy.
Walka Vegety i Granoli trwa, jednak ten drugi coraz
bardziej przegrywa, mimo użycia superego! Sytuacja jest coraz trudniejsza. Co
prawda do walki włącza się Gokū, ale chociaż ten w trybie superinstynku jest w
stanie uniknąć części technik, nie może nic poradzić na przeciwnika. A na
dodatek Vegeta chce walczyć sam! Jednak pojawienie się na scenie pewnej postaci
może nie tylko odwrócić losy pojedynku, ale i przynosi zaskakujące wieści!
Co tu dużo mówić o tym rozdziale. Wydarzenia pędzą
na złamanie karku i tak najkrócej można podsumować jego akcję. Najciekawsze są
jednak zarówno retrospekcje, jakie pojawiają się w trakcie pojedynku, jak i finałowe
zaskoczenie, które rozpala wyobraźnię i pobudza apetyt na kolejną część. Poza
tym odcinek czyta się krótko, szybko, ale przecież tak właśnie powinno być.
„Dragon Ball” to wciąż wzorcowy bitewniak – shounen idealny, jak śmiało można go nazwać – i twórcy doskonale wiedzą,
jak prowadzić swoją opowieść i co nam zaserwować. Nadal ma ona w sobie więcej wtórności, niż
przebłysków inwencji, ale jest to wtórność udana i taka, jakiej oczekujemy.
Świetne walki, świetna dynamika, i widowiskowa nuta
sprawiają, że rozdział ten, jak i poprzednie, połyka się na raz, z zapartym tchem
i… ochotą na więcej. Co z tego, że już to znamy, że wiemy jak się skończy i co
nas czeka dalej, bo mimo zaskoczenia możemy się tego spodziewać – i tak tego
chcemy. I dokładnie to dostajemy, świetnie narysowane, niby klasycznie, a
jednak w sposób dostosowany do nowych czasów i ożywiające magię dawnego „Dragon
Balla”.
Niezmiennie więc warto. Toriyama potwierdza za
każdym razem, że nadal jest mistrzem, a przy okazji także pokazuje, jak wiele
kryje w zanadrzu. Oby robił to jak najdłużej. i oby nadchodzący film kinowy
zaskoczył nas tak pozytywnie, jak ten epizod.
Komentarze
Prześlij komentarz