Dragon Balla Super #76: The Fate of the Saiyans - Akira Toriyama, Toyotarou

LOS SAIYAN

 

Spodziewałem się, że nowy odcinek „Dragon Balla Super” będzie jedynie jeszcze jednym epizodem wypełnionym po brzegi walką. I tak oczywiście jest – to w końcu shounenowy bitewniak! – jednak Akira Toriyama postanowił dorzucić coś więcej. Wyszła z tego naprawdę udana, a przy okazji zaskakująca rozrywka, która po raz kolejny potwierdziła, że „Smocze kule” nie straciły swej mocy.

 

Walka Vegety i Granoli trwa, jednak ten drugi coraz bardziej przegrywa, mimo użycia superego! Sytuacja jest coraz trudniejsza. Co prawda do walki włącza się Gokū, ale chociaż ten w trybie superinstynku jest w stanie uniknąć części technik, nie może nic poradzić na przeciwnika. A na dodatek Vegeta chce walczyć sam! Jednak pojawienie się na scenie pewnej postaci może nie tylko odwrócić losy pojedynku, ale i przynosi zaskakujące wieści!

 

Co tu dużo mówić o tym rozdziale. Wydarzenia pędzą na złamanie karku i tak najkrócej można podsumować jego akcję. Najciekawsze są jednak zarówno retrospekcje, jakie pojawiają się w trakcie pojedynku, jak i finałowe zaskoczenie, które rozpala wyobraźnię i pobudza apetyt na kolejną część. Poza tym odcinek czyta się krótko, szybko, ale przecież tak właśnie powinno być. „Dragon Ball” to wciąż wzorcowy bitewniak – shounen idealny, jak śmiało można go nazwać – i twórcy doskonale wiedzą, jak prowadzić swoją opowieść i co nam zaserwować. Nadal ma ona w sobie więcej wtórności, niż przebłysków inwencji, ale jest to wtórność udana i taka, jakiej oczekujemy.

 


Świetne walki, świetna dynamika, i widowiskowa nuta sprawiają, że rozdział ten, jak i poprzednie, połyka się na raz, z zapartym tchem i… ochotą na więcej. Co z tego, że już to znamy, że wiemy jak się skończy i co nas czeka dalej, bo mimo zaskoczenia możemy się tego spodziewać – i tak tego chcemy. I dokładnie to dostajemy, świetnie narysowane, niby klasycznie, a jednak w sposób dostosowany do nowych czasów i ożywiające magię dawnego „Dragon Balla”.

 


Niezmiennie więc warto. Toriyama potwierdza za każdym razem, że nadal jest mistrzem, a przy okazji także pokazuje, jak wiele kryje w zanadrzu. Oby robił to jak najdłużej. i oby nadchodzący film kinowy zaskoczył nas tak pozytywnie, jak ten epizod.

Komentarze