Czwarty tomik „Pensjonatu w zaświatach” to jeszcze
jedna porcja tego, co dostawiliśmy do tej pory. Przyznam, że dla mnie zaczyna
być to nieco nużące i monotonne, bo serii przydałoby się coś dla przełamania
schematu. Nadal jednak trzyma ten sam poziom, jak dotychczas, więc kto dał się
uwieść całości, teraz też nie będą zawiedzeni.
W końcu nadeszła ta chwila! Aoi, która dotąd
gotowała dla demonów, ale jedynie w ramach pomocy im, teraz wreszcie otwiera
własną restaurację. Jej dania już sykały sławę, pozostaje jednak problem do rozwiązania:
zdobycie klientów. Po tym, co przeżyła do tej pory, wydawałoby się, że nie
powinna mieć z tym większych problemów, a jednak. Czyżby nikt nie chciał się u
niej stołować? A może ktoś chce przeszkodzić w rozkręceniu przez nią interesu?
„Pensjonat w zaświatach” debiutował sześć lat temu,
jaki cykl light noveli i w tej formie ukazuje się po dziś dzień. Manga pojawiła
się rok później, na jej podstawie powstały też anime i sztuka wystawiana na
scenie. Popularna seria znaczy. Czyli pewnie jakaś wyjątkowa, prawda? Dla mnie
osobiście nie. Bo widziałem już wiele podobnych opowieści, ta nie wybija się
ponad nie. Jest niezła i miło się ją czyta, ale przydałaby się w niej jakaś
odmiana albo przejście do większych konkretów, bo tajemnice gdzieś się rozmyły
w fabule, a odwlekanie kulminacji zaczyna tracić rację bytu.
To jednak tylko jedna strona medalu, bo wciąż
„Pensjonat” ma swój urok. Akcja jest tu spokojna, leniwa wręcz i skupiona
bardziej na postaciach i zwyczajności (paradoks w opowieści, gdzie bohaterka w
zaświatach gotuje dla zamarłych, ale jednak), a treść nie za poważna ani zbyt
ciężka, a zarazem też i nie przesadnie lekka. A to na pewno spodoba się
miłośnikom takich klimatów. Jak na josei trochę tu za mało czegoś ponad i
większej dojrzałości, przez co seria zbliża się bardziej do szojek, ale i takie
lżejsze p[odejście do tematu w gatunku ma swój sens. Nie samymi poważnymi historiami
przecież człowiek żyje.
Jśli chodzi o szatę graficzną to ta jest taka sama,
jak treść: prosta, unikająca mroku czy efektów i przypominająca swoim
wykonaniem wiele serii. Ma swój urok, ma też dobre wykonanie – czysta kreska,
miłe dla oka plansze i ogólny sympatyczny look. Bez rewelacyjni, ale i bez
rozczarowań, typowo gatunkowa, udana robota dla miłośników tego typu ilustracji
i klimatów.
Słowem podsumowania: pozycja dla fanów. Lekka,
nieskomplikowana, niewymagająca. Miła, ale niezobowiązująca. Trochę
romantyczna, trochę fantastyczna, bardziej komediowa, choć jako komedia –
stonowana.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz