Pokémon the Movie: Secrets of the Jungle

KOKO I TAJEMNICA DŻUNGLI

 

Najnowszy, dwudziesty trzeci film z serii „Pokémon” jest już z nami od mniej więcej roku. Niestety dotąd oficjalnie można go było obejrzeć jedynie w Japonii. Teraz się to zmieni, bo już w październiku produkcja trafi do oferty Netflixa. Pytanie jednak, co ciekawego może być w obrazie, który – jak wszystkie pozostałe z serii – oparty jest na tym samym schemacie i jedynie zmieniają się niektórzy bohaterowie i pokémony do schwytania? A no może, bo jak pokazuje „Secrets of the Jungle” (czy, jak chce tego oryginał „Koko”), to nie tylko bodajże najlepiej zanimowana część serii oraz jedna z najciekawszych fabularnie (choć o odkrywczym filmie nie ma tu mowy), ale też produkcja, z której po niemal ćwierć wieku w końcu dowiadujemy się nieco na temat… ojca Asha!

 

Wszystkie filmy „Pokémon” przebiegają według jednego schematu: bohaterowie wędrując dalej docierają do miejsc słynących z legend o jakimś mitycznym pokemonie i wplątują się w niezwykłe wydarzenia, które doprowadzają ich do spotkania z tym właśnie stworkiem. I nie inaczej jest tym razem. Wszystko zaczyna się jednak dekadę wcześniej, gdy legendarny pokemon Zarude znajduje w lesie dziecko. Decyduje się wychować je i nadaje mu imię Koko. W czasach obecnych Ash dociera w te same okolice, gdzie w końcu dochodzi do jego spotkania z Koko. Co z niego wyniknie? I dokąd wydarzenie to doprowadzi młodego trenera?

 

„Pokémon the Movie: Secrets of the Jungle” to dwudziesty trzeci film kinowy z serii (o ile nie wliczać do tego dwóch filmów specjalnych i fabularnej produkcji „Detektyw Pikachu”) i, po filmie przerwy, powrót do bardziej tradycyjnej animacji – nakręcona w CGI „Zemsta Mewtwo: Ewolucja” była małym koszmarkiem. Do tego to trzeci film z cyklu zapoczątkowanego obrazem „Wybieram cię!”, a zatem prezentującej alternatywną wersję wydarzeń, oraz pierwszy prezentujący pokemony ósmej generacji. Pytanie jednak, jaki jest to film?

 


Na pewno wizualnie jeden z najbardziej udanych w serii. Animacja jest znakomita, dopracowana i wpada w oko. Widać to szczególnie w przypadku teł, chociaż docenić też trzeba postawienie na nastrój, nawet jeśli czasem nadużywane są zabawy ze światłem. Z dotychczasowych pełnometrażówek, to właśnie ta produkcja wygląda najlepiej i ma jednocześnie jeden z ciekawszych scenariuszów. Owszem, dziecko wychowane przez zwierzęta to już sztampa, jednak tutaj wątek ten wprowadził nieco świeżości. Zresztą sama akcja też jest udana, a półtoragodzinny film nie nudzi ani przez chwilę.

 


Najważniejszy pozostaje jednak fakt, że w filmie w końcu mamy okazję dowiedzieć się czegoś na temat ojca Asha. Co prawda film pozostaje osadzony w alternatywnej wersji zdarzeń, ale po ćwierć wieku braku jakichkolwiek informacji, to co dostajemy i tak stanie się największą atrakcją dla fanów – zarówno tych obecnych, jak i wychowanych na modzie na „Pokémona”, do których zaliczam się ja. Czy tych informacji o rodzicu Asha jest dużo, czy nie, nie zdradzam, ale słowem podsumowania powiem, że warto obejrzeć ten film. Jeśli lubicie serię i dobrze bawiliście się oglądając poprzednie produkcje, ta również – a może nawet bardziej – do Was trafi. Dla mnie to najlepszy „Pokémon” obok „Zemsty Mewtwo” i „Zaklęcia Unown” i cieszę się, że powstał. A przy okazji mam nadzieję, że kolejne produkcje – bo na pewno te się pojawią – utrzymają ten poziom.

Komentarze