Najnowsza manga od Waneko, jaka trafiła na polski
rynek to seria, która każdemu tematycznie wyda się znajoma. Nie zmienia to
jednak faktu, że nadal mamy tu do czynienia z całkiem udaną i przyjemną opowieścią.
Opowieścią, która tak, jak łączy w sobie słodycz i brutalność, tak i splata ze
sobą tematykę rodem z „X-Men” z klimatami odrobinę przypominjącymi „Deadman
Wonderland”.
Akcja serii toczy się w szkole, ale szkole
nietypowej. Z jednej strony placówka znajduje się na wyspie gdzieś pośrodku oceanu
spokojnego, z drugiej zaś uczniowie, którzy do niej uczęszczają nie są
zwyczajnymi dzieciakami. Wręcz przeciwnie: każdy z nich ma niezwykłe,
nadnaturalne zdolności, które ma szkolić do walki z Wrogiem Ludzkości.
I tu na scenę wkraczają dwie postacie. On, Nanao
Nakajima, jest tu już od pół roku, ale nadal nie może przyzwyczaić się do tej
elitarnej placówki. I nadal trudno go nazwać jakoś szczególnie utalentowanym. Ona,
Nana Hiiragi, czyta w myślach i… Co wyniknie z ich spotkania?
Szkoła, gdzie dzieci obdarzone nadludzkimi mocami
uczą się do walki ze złem? Któż z nas tego nie zna. Schemat ten od lat 60. XX
wieku eksploatowany jest w komiksach o przygodach X-Men, a literaturze też
zagościł, że wspomnę świetny „Instytut” Stephena Kinga. Jak jednak wiadomo, niektóre
schematy da się wciąż opowiadać w nieskończoność, pod warunkiem dobrego ich
wykonania. I z dobrym mamy do czynienia właśnie tu. Na razie tylko dobrym, choć
są sceny zwiastujące, że seria może stać się jeszcze lepsza, ale to pokaże już
czas.
Wracając do pierwszego tomu, „Talentless Nana” tak
do końca „X-Men” nie przypomina. Ma swój charakter, a jak na mangę przystało, bliżej
trzyma się ziemia. Więcej tu szkolnego życia, więcej interakcji miedzy dziećmi,
ale mamy też nutę tajemnicy, odrobinę mroku i brutalności. Nie jest to może szalona
brutalność na miarę wspomnianego już „Deadman Wonderland”, ale jednak dodaje
całości siły wyrazu i powagi.
Jest tu też dużo słodyczy i uroku, sympatyczny
klimat i konkretna akcja. Można się pośmiać, można dać zaciekawić, można też
dać się wciągnąć. Nie jest to wielkie dzieło, to właściwie czysta, lekka
rozrywka, nieskomplikowana, ale i przyjemna. Coś do odprężenia i szybkiego
odbioru. Graficznie rzecz jest taka, jak pod względem treści: prosta, ale
przyjemna. I to chyba najlepiej podsumowuje pierwszy tomik „Talentless Nany”.
W skrócie, sympatyczna rozrywka. Nie skłania do
zadumy, ale i nie jest głupią historyjką. Ot w sam raz dla tych, którzy
chcieliby coś o ludziach z mocami, ale bez spektakularnych superbohaterskich
walk.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz