Kamila i Konie #3: Na łonie przyrody – Lili Mésange, Stefano Turconi

KAMILA, KONIE I PRZYJACIELE

 

Trzeci tom „Kamili i koni”… cóż, to po prostu kolejny tom tej serii. Nie ma tu zmian w stosunku do poprzednim albumów, nie ma rewolucji, jest za to jeszcze więcej tej sympatycznej, lekkiej i ujmującej opowieści dla całej rodziny. Opowieści, która bawi, śmieszy, ale i potrafi czegoś nauczyć.

 

Kamila i jej ekipa powracają. Główna bohaterka naszych opowieści jak zawsze dokazuje ze swoim koniem Oceanem, biorąc udział w najróżniejszych konkursach. Ale przecież nie jest sama. Jej siostra to co prawda dziecko zbyt małe, by wsiąść na prawdziwego konia, ale ma do dyspozycji kucyka. Problem w tym, że zwierzę jest tak samo zabawne, jak i złośliwe… Do tego są tu także ich koleżanki oraz Arthur, który może najbardziej utalentowanym jeźdźcem nie jest, ale kiedy odziać go w rycerską zbroję, wypada naprawdę dobrze. W ich życiu dzieje się dużo i w zabawny sposób, czasem bywa mniej wesoło, czasem bardziej, czasem, kiedy trzeba opiekować się zwierzętami, zajęć jest więcej, ale za to nigdy nie ma mowy o nudzie!

 

O ile życiowo przeżyłem okres fascynacji zwierzętami i przyrodą w ogóle – i nigdy do końca zainteresowanie to mi nie minęło – o tyle konie nigdy mnie nie ciekawiły. W komikach też wolę czytać o innym typie stworzeń, że wspomnę kota Garfielda czy disnejowskie kaczki. Ale nie zmienia to faktu, że „Kamila i konie” to seria udana. Treść jest zabawna, lekka i szybka w odbiorze, a zarazem pozostaje – tradycyjnie dla tworu familijnego – pouczająca, a rozrywka, jaką oferuje całość, ma swój ewidentny urok.

 


Co się jednak dziwić, skoro scenariusz napisał Lili Mésange, autor takich serii, jak „Robin Hood”, „Alienor” czy „Lola Bogota” i jego wprawę w kreowaniu komiksów widać w tym przypadku. Poza tym to także opowieść typowa dla linii „komiksy są super”, a więc kto czytał komiksy takie, jak „Studio tańca”, „Sisters” czy „Lou!”, będzie bardzo zadowolony. Kto nie czytałem, powinien wiedzieć, że każdy z tomów składa się z krótkich historyjek, skeczy wręcz. Czasem są one bardziej, czasem mniej zabawne, ale zawsze trzymają zbliżony do siebie poziom. I tak, jak każdy z nich można czytać niezależnie, tak i każdy z tomów śmiało możecie poznać bez znajomości poprzedników. I wcale nie trzeba lubić przy tym koni, o czym chyba zdołałem Was już przekonać.

 


Znakomita jest też tutaj szata graficzna w wykonaniu Stefano Turconiego, autora grafik do „W.I.T.C.H.” i masy disnejowskich komiksów, gdzie pracował zarówno nad przygodami Myszy, jak i bajkowych postaci typu Mała Syrenka. Samo wydanie też jest świetne – trzy albumy w jednym, papier kredowy i znakomita cena, to główne jego plusy. Jak zawsze więc polecam. to dobra propozycja dla całej rodziny i rzecz, po którą warto sięgnąć, nawet jeśli znacie już wiele podobnych serii.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze