Shadows House: Dom cieni #4 – Somato

CIEMNIEPAŃSTWO I ICH LALKI

 

Kolejny tomik „Shadows House” to po prostu jeszcze jedna porcja uroku podanego w mrocznej, ale jednocześnie łagodnej formie. Każdemu miłośnikowi takiego połączenia klimatu i słodyczy całość niezmiennie polecam z czystym sercem. A sam bawię się naprawdę dobrze, czytając kolejne tomiki tej serii.

 

Debiut wciąż trwa, ale powoli zbliżą się do końca. Kto zostanie pełnoprawnym członkiem rodu Shadows? A kto polegnie? A tymczasem już na horyzoncie czai się wyjaśnienie wielkiej tajemnicy, ale co ono ze sobą przyniesie?

 

„Shadows House” to manga nieskomplikowana. Rozrywkowa opowieść, która z założenia jest historią dark fantasy na granicy horroru, ale przynależności gatunkowe schodzą tu na dalszy plan. „Dom cieni” nie starszy zatem, ale straszyć nie miał. Miał być dziwny, a jednak w tej dziwności oferować nam w sumie dość zwyczajną opowieść o dzieciach przeżywających niezwykłe przygody. Klasyk można by rzec, odświeżony przez formę, ale klasyk.

 

I to dobrze wykonany. Autor lubi mroczne elementy, wiktoriańską estetykę i tego typu klimaty. Ma jednak zamysł, celowy czy nie, stworzenia czegoś, co w konsekwencji przypomina bardzo dziewiętnastowieczne historie dla dzieci i młodzieży. Wielka willa, ułożeni państwo żyjący według ściśle określonych zasad, ich służba w postaci głównych bohaterów, którzy są co prawda lalkami, ale w niczym nie ustępują typowym dziecięcym postaciom ciekawym świata i żądnym przygód. Mało? Zauważcie, że zarówno sama posiadłość, jej okolica, jak i ogół tego wszystkiego też jest stricte wiktoriański. Nie ma tutaj współczesnej techniki, wszystko jest jak sprzed wieków, do tego nawet stroje, pełne ozdobników i detali, wyglądają jak w tamtych czasach, mimo oczywistych zmian wymuszonych autorską wizją i samą fabułą.

 


Akcja? Jest ciekawa i szybka. Mamy tu humor, mamy przygody, są też tajemnice, a także – przede wszystkim – mnóstwo uroku, słodyczy i ujmujących elementów. I wszystko to, co napisałem powyżej, widać też w szacie graficznej, która jest dopracowana, pełna detali i klimatu, a także lekkiej, prostej cartoonowości, która podkreśla urok serii. zabawa jest więc znakomita na każdym polu, łagodna, mimo założeń gatunkowych i bardzo interesująca. Czy trzeba dodawać coś więcej?

 


Dla miłośników takich uroczych historii z nutą czegoś mroczniejszego, „Shadows House”, jak i poprzednia manga autora, „Kuro”, to rzeczy absolutnie warte poznania. Coś przyjemnego i wyciągającego. Odprężającego i zabawnego, a jednak z nutą czegoś więcej.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze