Wśród pierwszych tegorocznych nowości od Kultury
Gniewu znalazł się nowy album z rysunkami Jakuba Rebelki. Szata graficzna zatem
nie zawodzi. Ale i fabularnie rzecz jest kawałem całkiem przyzwoitej fantastyki
naukowej, którą czyta się szybko i przyjemnie.
Świat został zniszczony. Na jego gruzach, choć tak
do końca trudno nazwać je gruzami, żyją oni. „Matka” i „syn”. Chloe i Adams. W
świeci rządzonym przez maszyny, które wytępiły ludzkość, oboje nie tylko nie
mogą czuć się bezpiecznie, ale też i mają nikłe szanse powodzenia ich misji –
chcą bowiem by ludzkość powróciła, a sztuczna inteligencja czuwająca nad
planetą bynajmniej nie zamierza im na to pozwolić. Czym im się uda? Tym
bardziej, że oboje skrywają swoje tajemnice, których wyjawienie może wiele
zmienić…
„Geneza” to komiks, który próbuje w temacie postapo
znaleźć coś nowego. Wychodząc z prostego i wszystkim znanego założenia, że oto
technologia stała się przyczynkiem ludzkiej zagłady, niczym w „Terminatorze”,
próbuje szukać czegoś nowego. Czy twórcom to wychodzi? Nie do końca, fabuła
bowiem niczym nie zaskakuje, wszystko jest wręcz znajome – cóż, w fantastyce
wszelkiej maści, jak i w popkulturze w ogóle, powiedziano już przecież
praktycznie wszystko i jesteśmy skazani na odtwórstwo – ale nie zmienia to
faktu, że zabawa jest przyjemna.
Mamy tu coś z „Terminatora”, mamy coś z „Głębi” –
mówię oczywiście o komiksie do scenariusza Remendera – przede wszystkim jednak
mamy rozrywkę. Lekką, prostą, przyjemną. Nie ma tu zbytniego filozofowania, nie
ma nadmiaru myślenia, ale nie ma też przesadnego pędzenia naprzód. Postacie nakreślone
są prosto, podobnie, jak sam świat, ale przynajmniej nie ma tu
przekombinowania. Tym bardziej, że twórcy stawiają na rozrywkową formę, a ta
niewiele wymaga zarówno od samej opowieści, jak i czytelnika.
Szata graficzna? Tu z miejsca nasuwają się skojarzenia
ze wspomnianą już przeze mnie „Głębią”, też opowieścią postapo przecież. Co łączy
oba tytuły? Nieco nietypowe jak na rynek amerykański podejście do ilustracji i kolorystyka
– kolorystyka bogata i barwna, ale o dziwo pasująca do całości i budująca udany
klimat. A klimatem właśnie „Geneza” stoi, bo to on podnosi jakość opowieści i nawet
jeśli Rebelka nie jest w szczytowej formie (przynajmniej ja wolałem go z
niektórych wcześniejszych dokonań), pozostaje największą gwiazdą albumu.
Reasumując, rzecz dla miłośników fantastyki. Przyjemna,
całkiem nastrojowa rozrywka w niewymagającej formie. Nie nudzi, jest łatwa i
szybka w odbiorze, może nie zaskakuje, ale nie rozczarowuje.
Dziękuje wydawnictwu Kultura Gniewu za udostepnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz